czwartek, 24 lipca 2014

Epilog

                                                               * 5 lat później *

               Sara leżała na ławce w ogrodzie w Barcelonie. Przez chwilę miała spokój, więc mogła odpocząć od codzienności. Cesc wrócił do FC Barcelony. Xavi skończył karierę i został dyrektorem sportowym klubu, więc Fabregas występował regularnie. Sara prawie spała, gdy usłyszała krzyki.
- Mamo, Cristian nie chce mnie zabrać na plac - krzyczała córka Sary i Cesca, Lia.
- Dzieciaki chodźcie tu - powiedziała kobieta. dzieci szybko podbiegły do matki i stanęły naprzeciwko niej. - Nie możecie ciągle się kłócić. Cris, zabierzesz siostrę na plac, to ojciec weźmie cię jutro na trening.
- Serio - spytał chłopak.
- Serio serio - uśmiechnęła się i pocałowała go w czoło. - Po obiedzie macie iść na plac zabaw.
- Dobrze mamo... - jęknął Cris i zabrał Lię do domu. Sara zamknęła oczy i znowu spróbowała zasnąć. Znowu nie udało się. Usłyszała pochylającego się nad nią Cesca. Otworzyła oczy tuż przed pocałunkiem. Ujęła twarz męża i pogłębiła pocałunek. Wracającego do domu ojca zobaczyły dzieci i szybko rzuciły mu się na szyję.
- Tata!
- Cześć dzieciaki - wystękał spod leżących na nim dzieci. - Możecie zejść z tatusia? - od razu zeszły i zaczęły się gonić. - Jak w domu? - spytał Sary.
- Jak widać - westchnęła. - Ciężko.
- Może zostanę w domu na kilka dni?
- Masz grać. Ja sobie poradzę.
- Jak? - uniósł brew.
- Mam jeszcze Roksanę i Marię.
- A no chyba że tak - uśmiechnął się i pocałował żonę. - Ugotować obiad?
- Zrobiony.
- Posprzątać w domu?
- Posprzątane.
- Sara...
- Tak?
- Kocham cię - położył się obok dziewczyny i zaczął całować. - Na zawsze razem - odgarnął wlosy z jej twarzy.
- Na zawsze - podbiegły dzieciaki i też się przytuliły.

Co u innych bohaterów? Maria i Carlos pobrali się i wyprowadzili do Madrytu, ale co weekend są w Barcelonie. Carlos przeprosił jeszcze raz Cesca i Sarę. Roksana i Cristian również się pobrali i mają córkę Carlotę, ale spodziewają się też syna Jordiego. Wszyscy utrzymują ze sobą kontakt. Żyją szczęśliwie razem :D


























Kurde... to już jest koniec :/ Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze, które cały czas motywowały mnie do pisania. Dziękuję wgl za to że czytaliście, że... byliście, jesteście i mam nadzieję będziecie w kolejnych blogach, które będę pisała, dopóki nie napiszecie, że mam nie pisać :) Jesteście wspaniałymi czytelnikami :) Mam nadzieję, że spodoba wam się następny blog i następny i kilka jeszcze :) Kocham was wszystkich, dziękuję za szczere słowa pociechy i motywacji :)

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 10

             Sara z Cesciem byli w drodze do Brazylii. Zostawili za sobą wspomnienia, żeby przeżyć coś nowego. Najpierw lecieli samolotem, potem płynęli motorówką. Gdy dopłynęli na miejsce, Sarę zamurowało. Ich dom był piękny. Wielkie okna sprawiały, że dookoła było widoczne morze.

Hiszpanka chciała wejść do domu, ale Cesc chwycił ją za nadgarstek. Spojrzała na niego pełnym niepokoju wzrokiem. Szybkim ruchem wziął ją na ręce i przeniósł przez próg. Skierował się w stronę sypialni i rzucił Sarę na łóżko. Pobiegł po walizki i wrócił do ukochanej.
- Teraz jesteś tylko moja - uśmiechnął się do niej i namiętnie pocałował.
- Oczywiście.
              Następnego dnia Cesc wypakowywał walizki. Sara po upojnej nocy spała jeszcze. Hiszpan postanowił zrobić ukochanej niespodziankę i zrobił jej śniadanie.





Czekał na swoją ukochaną, która jak na złość, nie chciała wstać z łóżka. Zniecierpliwiony pobiegł do sypialni i zabrał Sarę na ręce. Dziewczyna piszczała i rzucała się, ale nie miała szans z dużo silniejszym piłkarzem. Cesc posadził ją na krześle i wyszczerzył się do niej. Odpowiedziała mu chłodnym spojrzeniem.
- Smacznego kochanie.
- Spadaj Fabregas.
- Co się stało?
- Domyśl się - zaczęła jeść. Otworzyła szeroko oczy i pochłonęła szybko swoją porcję. - Nie żeby coś... ale to było pyszne.
- Przecież jestem genialnym kucharzem - podniósł wysoko głowę.
- Nie, ty jesteś piłkarzem FC Barcelony - poprawiła go.
- Tak... - skubał w swoim jedzeniu.
- Cescy, czy o czymś powinnam wiedzieć?
- Londyn... piękne miasto, prawda?
- Do rzeczy.
- Dostałem propozycję od Chelsea - Sara spojrzała na niego ze smutkiem w oczach. Wiedziała, że to przez nią.
- Przepraszam Cesc - powiedziała ze łzami w oczach i wybiegła na plażę. Schowała się dosyć daleko od domu, żeby miała chwilę spokoju. Słyszała jak Cesc woła ją, ale nie miała ochoty z nim rozmawiać. Na jej nieszczęście, Fabs lepiej znał wyspę i wiedział gdzie mogła się schować. Podbiegł do niej i mocno przytulił.
- Kochanie spójrz na mnie - niechętnie spojrzała na niego. - A teraz wytłumacz, co się stało.
- To przeze mnie wszystko! Gdybyś mnie nie poznał, nie opuszczałbyś treningów, grałbyś normalne mecze i siedziałbyś w Barcelonie!
- Sara... - Cesc nie wiedział co zrobić, po prostu ją przytulił. - To nie twoja wina, tylko moja. Nie układało mi się z Martino, nie jeden raz przegiąłem i mocno mu nagadałem.
- Chcesz wyjechać? - załkała.
- Chcę z tobą wyjechać. Wiem, że to będzie trudne, ale gadałem już z zarządem. Rok, góra 2 lata w Chelsea, potem mogę wrócić.
- Naprawdę?
- Tak. Ja też nie chcę wyjeżdżać, ale to szansa dla mnie, żeby znowu zaistnieć... Mam dla ciebie pocieszenie - łobuzersko się zaśmiał.
- Jakie... - nie zdążyła dokończyć, bo Cesc rzucił się na nią i zerwał z niej ubranie.
Każdy dzień wyglądał podobnie. Młodzi budzili się, jedli, szli na plażę albo na wodospad, wracali do domu, kochali się... Niestety czas szybko leci, jak jest nam dobrze.

                                                            * Miesiąc później *

- Ja nie chcę wracać! - Sara trzymała się łóżka, a Cesc próbował ją z niego zerwać.
- Sara, musimy, sezon się zaczyna! - ciągnął ją z całej siły za nogę, ale to nie dawało efektu. Podszedł i chwycił ją za talię i pociągnął w górę. To też nie pomogło. Przewrócił oczami i wyszedł z pokoju. Gdy Sara puściła się łóżka wbiegł szybko i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Ty gnoju - zaczęła piszczeć i się wiercić.
- Też cię kocham, ale musimy wracać!
- W dupie to mam, ja nie wracam - zaczęła go kopać.
- Bo wrzucę cię do wodospadu z samego szczytu - uspokoiła się. - Wrócimy tu w przerwie świątecznej.
- Obiecujesz?
- Oczywiście.
Droga z powrotem do Hiszpanii minęła spokojnie, choć Sara ciągle siedziała naburmuszona.
- Księżniczko, bo ta mina zostanie ci na zawsze - przytulił ją. Pokazała mu język. - Zaraz będziemy na miejscu. Trzeba się spakować i pożegnać - westchnął.

                                                         * 2 tygodnie później *
     
                  Sara i Cesc siedzieli w samolocie do Londynu... na lotnisku stali ich przyjaciele. Płakali. Sara też. Tylko Cesc był spokojny. Wiedział, że to kiedyś nastanie i nic nie zmieni.

- "4" twoja - powiedziała cicho Sara.
- Fajnie nie? - widział w oczach żony łzy. - Nie wyjeżdżamy na zawsze...
- Nic już nie mów dobrze?
- Spodoba ci się nasz dom.
- Skończ, proszę.
Cesc miał rację. Ich dom w Londynie był naprawdę ładny. Ale to nie to samo co w Barcelonie i Sara doskonale o tym wiedziała.




Coś bardzo niestety niepokoiło Sarę i Cesca. Ponowne wymioty. Dziewczyna bała się, że to nawrót choroby. Fabs nie mógł zostawać z ukochaną i opuszczać już na początku treningów i był wściekły na siebie. Sara obiecała, że wybierze się do lekarza, ale zwlekała z tym przez strach.
- Albo pójdziesz sama, albo zaprowadzę cię siłą - powiedział Cesc masując ukochanej stopy.
- Jutro.
- I bardzo dobrze.
Sara następnego dnia była bardzo nerwowa. Cesc szybciej wyszedł na trening. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyszła z domu, udając się w kierunku lekarza. Czekała chwilę w kolejce, w końcu lekarz ją zawołał. Badał i badał. Robił USG.
- To wszystko.
- Ale co mi jest? Czy to nawrót choroby?
- Raczej nie - uśmiechnął się do niej.
- Nie rozumiem?
- Pani Cortez.
- Fabregas - poprawiła szybko lekarza.
- Przepraszam, pani Fabregas, jest pani po prostu w ciąży - CIĄŻA, CIĄŻA to obijało się w uszach Sary. - Będzie miała pani śliczne bliźnięta.
- Bliźnięta?!
- Dwujajowe - uśmiechnął się i podał jej rękę. - Gratuluję, to bardzo rzadkie.
- Jest pan pewien?
- Jak najbardziej - pokazał jej zdjęcie USG. - Tu są dwie głowy, cztery nogi. Raczej to nie mutant - zaśmiał się.
Sara wyszła od lekarza trochę zaskoczona, trochę przybita, zdołowana. Chciała poczekać na odpowiedni moment żeby poinformować Cesca, ale zawsze miała pecha. Weszła do domu i usłyszała cichy głos jej męża.
- I jak?
- Musisz wszystko wiedzieć? I co tu robisz?
- Mieszkam.
- A trening?
- Skończyliśmy wcześniej. Nie zmieniaj tematu...
- Wszystko OK.
- Czyżby?
- Nie będę cię oszukiwała...
- I dobrze.
- Jestem w ciąży - Cesc zrobił duże oczy i zawołał do siebie Sarę. Powoli podeszła do niego, a Cesc dotknął jej brzucha i pocałował go.
- Moje maleństwo...
- Maleństwa Cesc.
- Jak to?
- Bliźnięta - uśmiechnęła się lekko Sara.
- Co teraz?
- Będziesz wspaniałym ojcem Cescy - w jej oczach pojawiły się łzy. Ale po raz pierwszy od długiego czasu, łzy szczęścia.



























Ostatni rozdział... ciężko mi to pisać, ale został tylko epilog :') Brakuje mi słów :D Teraz pozostaje mi tylko zaprosić was na nowego bloga, o Messim :)
http://ganador-eterna.blogspot.com/2014/07/prolog.html

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 9

                  Cesc i Sara leżeli wtuleni w siebie. Chłopak gładził delikatnie włosy swojej ukochanej i całował ją w czoło. Hiszpanka rozmyślała nad nadchodzącym najważniejszym dniem w ich życiu. Dniu ich ślubu. Jeszcze tylko dwa tygodnie, pomyślała Sara.
- Cescy... musimy iść na zakupy - zaśmiała się.
- Po co? - spytał nieprzytomnym głosem.
- Pomyślmy... Garnitur, suknia, trzeba salę przygotować... jutro musimy zacząć.
- A może niech przygotują to wszystko Cristian i Roksana, a my tylko na ślub przyjdziemy? - zaśmial się.
- Nie Cescy. Jutro zaczynamy porządne przygotowania.
Następnego dnia gdy Cesc jeszcze spał, Sara była już na nogach. Dzwoniła do kwiaciarni, restauracji, wszystko chciała jak najszybciej załatwić. Była bardzo zmęczona, więc postanowiła poprosić o pomoc.
- Roksana? Hej, tu Sara. Potrzebuję pomocy.
- Co jest skarbie?
- Dałabym radę z Marią załatwić salę na wesele?
- No pewnie. Masz już suknie?
- Nie.
- To jutro idziemy do sklepu. Pa.
Sara nie zdążyła odpowiedzieć, bowiem Roksana już się rozłączyła. Dobrze, że ją mam, pomyślała. Usiadła na kanapie i westchnęła głośno. Zamknęła oczy chcąc odpocząć, ale nie było jej to dane. Usłyszała głośne kroki Cesca, który jeszcze śpiąc schodził po schodach. Zobaczył dziewczynę i uśmiechnął się do niej. Poszedł do kuchni zrobić sobie śniadanie, ale nie wychodziło mu. Ciągle talerze mu z rąk wypadały. Sara przewróciła oczami i poszła do niego. Wyrzuciła go z kuchni i sama zaczęła robić omlety. Po chwili podała gotowe śniadanie Cescowi. Pocałowal ją w policzek i zaczął jeść.
- Tylko nie za dużo, bo w garnitur się nie zmieścisz - zaśmiała się.
- Ja jestem zawsze szczupły i piękny - połknął kolejny kęs.
- Jutro na zakupy idziemy z dziewczynami, ty poproś Cristiana i Carlosa, żeby pomogli wybrać ci garnitur.
- Sam sobie poradzę.
- Nie masz gustu Cescy.
- No to foch kochanie - pocałował ją i wyszedł z domu.
Sara siedziała w salonie i nie wiedziała co ze sobą robić. Włączyła telewizor i skakała po kanałach bez sensu. Cesc po dwóch godzinach wrócił do domu cały uśmiechnięty od ucha do ucha. Podszedł do Sary, pocałował ją i zaciągnął do sypialni.
Następnego dnia Sara czekała na przyjaciółki w sklepie z sukniami ślubnymi. Gdy dziewczyny przyszły, zaczęły wybierać suknie. Wybierały godzinami, ciągle coś było nie tak. W końcu znalazły taką, o jakiej marzy każda dziewczyna.






Dziewczyny wyszły ze sklepu i skierowały się w stronę ich narzeczonych. Byli w sklepie z garniturami. Gdy weszły do pomieszczenia, Sara zauważyła Cesca. Dziewczyna była w niego wpatrzona jak w obrazek. Wyglądał rewelacyjnie. Stał oparty o szafkę i patrzył prosto na Sarę. Dziewczyna zarumieniła się.
- Cześć skarbie - uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Jesteś... piękny - powiedziała i podeszła do Cesca żeby go pocałować.
- Przecież mówiłem, że jestem piękny.





                                                               * 2 tygodnie później *

                   Sara czekała przed kościołem na osobę, która poprowadzi ją do ołtarza. Na jej ojca. Nie był zadowolony z jej decyzji, ale nie miał wyboru i musiał to zaakceptować. Cesc i chłopacy czekali już w kościele o dziwo trzeźwi mimo wieczoru kawalerskiego, który odbył się poprzedniego wieczoru. Jej druhny czyli Maria i Roksana także czekały już w kościele. Drużbowie Cesc, Cristian i Carlos stali obok pana młodego. Wszyscy byli na czas, tylko nie mój ojciec, pomyślała. W końcu pojawił się z półgodzinnym spóźnieniem.
- Cześć córeczko.
- Spóźniłeś się. Znowu. Zawsze musisz wszystko spieprzyć?
- Nie chciałem, przepraszam... Gotowa? - Sara wzięła głęboki wdech, by się uspokoić i kiwnęła głową. Wyglądała nieziemsko i nikt oprócz Roksany i Marii jeszcze jej nie widział. Sara pod ręką ojca weszła chwiejnym krokiem do kościoła. Organy zaczęły grać Marsz Mendelsona. Wszystkie oczy wpatrzyły były w ojca i córkę. Cesc jako ostatni obejrzał się na przyszłą żonę. Jej widok... zaparł mu dech w piersiach. Uśmiechał się od ucha do ucha. Dziewczyna idąc oglądała przybytych gości. Głównie piłkarze Barcelony i Hiszpanii z ukochanymi. Sara podeszła do ukochanego. Cesc odebrał ją od ojca i zaczęła się ceremonia. Oboje powiedzieli sobie "tak". Rozpoczęło się wesele, które trwało do rana. Podczas niego wszyscy bawili się jak nigdy. Messi i Pique tańczyli na stole. Alba z Xavim śpiewali karaoke na zmianę z Alvesem i Iniestą. Ledwo utrzymując na nogach wszyscy wrócili do domów. Cesc i Sara wynajęli sprzątaczki i już koło południa było po wszystkim. W domu państwa Fabregas zostali drużbowie i druhny. Wszyscy siedzieli zmęczeni w salonie.
- Nigdy więcej - zaśmiała się Sara.
- No raczej - pocałował ją Fabregas.
- Co teraz? - spytała Roksana.
- Teraz jedziemy w podróż poślubną - uśmiechnął się dumnie Cesc.
- Za tydzień - dopowiedziała Sara.
- Gdzie? - spytał Carlos.
- Wyspa w Brazylii. Moja własna - powiedział Fabs.
- Masz własną wyspę?! - krzyknął Cristian.
- Moich rodziców, ale przepisali ją mnie, gdy skończyłem osiemnastkę.
- Zajebiście, też tak chcę! - odpowiedział Tello. Cesc przytulił się do Sary.
- Zostawimy was samych - Maria puściła oczko do Sary.
- Dzięki wszystkim - krzyknęła dziewczyna gdy wszyscy już wyszli. - Co teraz?
- Teraz zajmę się moją żoną - uśmiechnął się łobuzersko Cesc i niosąc na rękach dziewczynę skierował się do sypialni. Rozebrał ją i rzucił na łóżko, zachowując się o wiele bardziej dojrzale i erotycznie niż do tej pory.
























Przedostatni rozdział... doczekaliście się ślubu :) Właśnie rozpoczynam z Roksaną nowy blog o Messim :) tak, z Roksaną z opowiadania :D Mam nadzieję, że tamten blog będzie równie mile czytamy i komentowany co ten ;d Następny rozdział odbędzie się w Brazylii :) A jak się rozpisze, to może jeszcze 2 rozdziały będą :D I musicie przyznać, że fajnie zabawiłam się z Cesciem w garniturze xd

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 8

                   8 lipca. Urodziny Sary. Możliwe, że ostatni mecz Cesca w barwach Blaugrany. Sara od dwóch tygodni jest w śpiączce.

               Cesc siedział przy łóżku Sary. Jej stan nie polepszył się, ale też nie pogorszył. Łzy leciały mu po poliku. Po chwili spojrzał na zegarek. Za godzinę miał trening przedmeczowy. Westchnął głośno i wstał pomału od łóżka. Pochylił się w stronę Sary i pocałował ją w czoło. Przy okazji szepnął jej do ucha: "Wszystkiego najlepszego skarbie" i wyszedł. A właściwie próbował. Jakieś siły chciały, żeby został, ale rozum podpowiadał by wyjść. Na korytarzu spotkał Carlosa. Co drugi dzień przychodził z kwiatami do Sary. Cesc kiwnął mu na powitanie a zarazem pożegnanie i wyszedł ze szpitala. Wsiadł do swojego Porsche i pojechał na Camp Nou. Zostawił samochód na swoim stałym miejscu i skierował się na stadion. Przy wejściu czekał Cristian.
- Jak Sara? - spytał.
- Bez zmian - odparł zmęczonym tonem.
- Może powinieneś dzisiaj usiąść na ławce... Wyglądasz na strasznie zmęczonego.
- I jestem, ale Sara chciałaby, żebym grał. Roksana będzie dzisiaj w szpitalu?
- Mówiła, że pójdzie, a co?
- Poproś ją, żeby włączyła Sarze nasz mecz...
- Serio? - spyta Cristian.
- Tak. Sara zawsze oglądała mecze, w których ja grałem.
- OK.
Poszli do szatni. A tam cała drużyna czekała na Fabregasa. Gdy wszedł z Tello podeszli do niego i przytulili. Nic nie mówili. W sumie nie musieli. Cesc wiedział o co im chodzi i był bardzo wdzięczny za to, co zrobili dla niego.
- Będzie dobrze - powiedział Carles. Prawdziwy kapitan, pomyślał Cesc.
- Mam nadzieję... Tak w ogóle dzięki, że pogadałeś z Martino.
- Dla ciebie wszystko stary - poklepał go po ramieniu.
- Ej, kogo wywaliłem z pierwszego składu? - uśmiechnął się Cesc.
- Mnie - odparł Alexis. - I nawet dobrze, mogę sobie przynajmniej odpocząć - wyszczerzył się do niego.
- Przynajmniej mało ważny mecz...
- Mamy drugie miejsce w lidze, więc każdy mecz Cesc jest ważny teraz - odparł Carles.
- No w sumie... Real Madryt sam się nie pokona - uśmiechnął się. - Trzeba skopać im tyłki. Na trzy!
- Raz!
- Dwa!
- Trzy!
- Vamos Barca!
Trening przebiegł szybko i pozostało tylko przebrać się i wyjść na mecz. Prawdziwy mecz. Mecz o honor, panowanie, przebaczenie i powrót do formy. Tak jak było zapowiedziane, Cesc wyszedł w pierwszym składzie. W szatni Martino zakreślał jeszcze piłkarzom odpowiednią taktykę. Gdy skończył, wszyscy wyszli, a Cesc za nimi, ale "Tata" zawołał go do siebie. Fabs podszedł do niego i spojrzał mu prosto w oczy.
- Cesc...
- Wiem, moja ostatnia szansa, tak samo jak twoja. Mam pokazać się z najlepszej strony inaczej obaj wylecimy. Cały czas mi to powtarzasz!- krzyknął.
- Daj mi coś powiedzieć!
- Co znowu?!
- Cesc... - chwycił go za ramiona i pociągnął w swoją stronę. Przytulił Cesca. Ten na początku był tak zdziwiony, że nie wiedział co się dzieje, ale szybko się otrząsnął i odwzajemnij uścisk. - Jesteś świetnym piłkarzem. Nie spieprz tego...
- Skąd ta nagła zmiana?
- Zawsze tak o tobie myślałem, ale nigdy tego tobie nie mówiłem... mój błąd...
- Teraz to nic nie zmieni...
- Strzel bramkę. Nie dla nas, nie dla klubu, a dla siebie i Sary - i to było to, co Cesc potrzebował. Potrzebował prawdziwego kopa, żeby zrozumieć, że to nie żarty. Kiwnął w stronę "Taty" i wybiegł na boisko.
Barcelona grała w takim składzie: Pinto-Alba, Puyol, Pique, Alves-Xavi, Busquets, Iniesta-Messi, Neymar, Cesc.
Real: Casillas-Marcelo, Pepe, Ramos, Arbeloa-Alonso, Modrić, Isco-Ronaldo, di Maria, Benzema.
Kibice zgromadzeni na Camp Nou szaleli. Cały stadion, właściwie prawie cały był bordowo-granatowy. Sędzia rozpoczął mecz. Mecz o wszystko.

                                                                  * w tym samym czasie *

                Roksana z Marią przyszły do Sary. Dziewczyny zaprzyjaźniły się i razem odwiedzały Hiszpankę. Tak jak powiedział Cesc, tak zrobiła Roksana. O godzinie 18 włączyła mecz Barcelony. Nie zdziwił ją fakt, że Cristian będzie siedział na ławce. Maria poszła po kawę i razem oglądały mecz.

                                                                  * na Camp Nou *

                Hiszpański komentator oszalał. Mecz był bardzo ekscytujący. Ale Barcelona przegrywała. W 20 minucie bramkę strzelił Ronaldo. Cała Barcelona była bardzo przygnębiona, ale Cesc próbował podnieść drużynę w przerwie.
- Damy rade! - krzyczał cały czas.
- Cesc, będzie ciężko...
- Kurwa damy rade, jasne? - cała drużyna zamilkła i zaczęła myśleć o wygranej. Na twarzach pojawiły się uśmiechy i wola walki.
Zaczęła się druga połowa. Barcelona zaczęła od razu atakować bramkę Casillasa. Opłaciło się. Messi w 53 minucie doprowadził do wyrównania. Ale nie tego chciał Cesc. Chciał strzelić piękną bramkę dla ukochanej i to był jego główny cel. Biegał po całym boisku, komentator cały czas krzyczał jego imię. Opłacił się pressing i Barca strzeliła drugą bramkę - tym razem Puyol z rzutu rożnego. Real grał coraz ostrzej i był coraz bliżej bramki Pinto. Benzema strzelił wyrównującą bramkę. Jedna kontra Messiego, drybling między wszystkimi zawodnikami stwarza wspaniałą sytuację dla Blaugrany. Pepe. Człowiek, który fauluje Messiego 26 metrów od bramki. Dostaje czerwoną kartkę za brutalny faul od tyłu. Jest 90 minuta. Leo schodzi z boiska, wchodzi Tello. Kto wykona stały fragment gry? Do piłki podchodzi Fabregas i Xavi. Krótka rozmowa przed rozpoczęciem.
- Xavi... mogę?
- Piłka jest twoja. Nie spieprz tej okazji.
Gwizdek. Jest doliczony czas gry. Fabregas podchodzi do piłki. Bierze rozbieg i strzela... GOOOOOOOOOOLLLLLLL. Komentator drze się wniebogłosy. Stadion szaleje. Cesc podbiega do kamery i ściąga koszulkę Barcy. Pokazuje podkoszulek. A na nim co? Na nim napis: "Wszystkiego najlepszego Saro". Mecz kończy się. Cesc zostaje okrzyknięty zawodnikiem meczu. Zawodnicy udają się do szatni. Wszyscy świętują wygraną. Cesc spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nieodebrane połączenie od Roksany. Jego serce zamarło. Oddzwonił szybko, ale nikt nie odbierał, więc postanowił pojechać do szpitala.

                                                                   * w szpitalu *

                 Roksana i Maria świętowały wygraną. W tym samym czasie Cesc wbiegł do sali. Spojrzał na nie. Nie rozumiał o co chodzi.
- Gratulacje - uśmiechnęła się Roksana.
- Gdzie jest Sara? - Cesc zaczął się trząść. Spodziewał się najgorszego, ale dziewczyny nie były smutne. Wręcz przeciwnie. W tym momencie ktoś zamknął oczy Cesca i wepchnął do środa sali. Fabs chciał wyszarpać się, ale był zbyt oszołomiony. To był mężczyzna. Nakazał zamknąć Cescowi oczy. Po chwili usłyszał cichy, słaby głos.
- Gratuluje skarbie - Cesc otworzył szybko oczy i zasłabł. Przed nim stała Sara. We własnej osobie. Uśmiechała się od ucha do ucha. Przytrzymywał ją Carlos. Cesc nie mógł zrozumieć o co chodzi. W końcu Roksana zaczęła tłumaczyć.
- Cesc, to jest Sara. Twoja narzeczona - uśmiechnęła się do Hiszpanki.
- Przecież...
- Sara wybudziła się, gdy usłyszała, że strzeliłeś bramkę i zadedykowałeś ją jej - dopowiedział Carlos. - Chciała zrobić ci niespodziankę, więc ukryliśmy się, wbrew zaleceniom lekarza.
- Sara... - nic więcej nie powiedział, bowiem rzucił się na dziewczynę i przytulił najmocniej jak mógł. Nie chciał jej wypuścić. Pocałował ją. Po chwili położył do łóżka, czując, że dziewczyna słabnie.
- Piękny gest Cescy... - powiedziała wskazując ekran telewizora. Koszulka Cesca, jego występ stały się głównymi tematami wiadomości. W tym samym momencie do sali wszedł lekarz. Również uśmiechał się od ucha do ucha.
- Dobry mecz panie Fabregas - zaśmiał się. - Pańska gra wybudzi wszystkich. Saro, zostaniesz jeszcze dwa dni i możesz wracać do domu.
- Dziękuję doktorze - lekarz wyszedł, a Cesc dalej nie chciał wypuścić Sary z rąk.
- Co teraz?
- Jak to co?! - krzyknęła Roksana. - Teraz będzie ślub!

                                                                   * tydzień później *

                Sara była już w domu. Cesc nie odstępował dziewczyny na krok. Był jej lokajem.
- Cescy, odpocznij.
- Nie! To ty masz odpoczywać, nie ja.
- Chodź do mnie - rzucił się na łóżko i pocałował Sarę. Dziewczyna wtuliła się w niego i zasypiała. - Musimy obmyślić plan.
- Jaki znowu plan? - spojrzał na nią.
- Nasz ślub kochanie. Obiecałam ci, że wyjdę za ciebie - Cesc uśmiechnął się i mocno ją przytulił.
- Jutro skarbie, jutro. Teraz nie wypuszczę cię i będziesz tylko moja - pocałował ją w nos.
- Cesc! - pisnęła i uciekła do sypialni. Fabs dogonił ją i rzucił na łóżko.





















Ten rozdział został zrobiony specjalnie dla was :D 8 lipca wymyśliłam, bo to moje urodziny :) Miałam w planach uśmiercić Sarę, ale błagaliście, żeby żyła... więc żyje :) Niedługo koniec :/ Ale szybko pojawi się nowy blog tym razem o Messim :D

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 7

                                                                       * Cesc *

                 Siedziałem w poczekalni. Wpatrywałem się w podłogę, dalej nie docierało do mnie to, co powiedział lekarz. Myślałem, że będzie wszystko dobrze, ale nie. Wszystko musiało się spieprzyć. Kiedy tak czekałem, sam nie wiem na co, miałem dużo czasu, żeby poprzypominać sobie wszystkie piękne chwile, które spędziłem z Sarą.
                 Byłem strasznie wkurzony tego dnia. "Tata" stwierdził, że nie nadaję się do pierwszego składu. Wciąż byłem za słaby, żeby dorównać Andresowi czy Alexisowi. Wybiegłem ze stadionu mocno zdenerwowany. Wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Sara czekała koło mojego samochodu. Do tej pory nie wiem, skąd wiedziała, który jest mój. Ale to mało ważne, zachowałem się podle wobec niej. Całą złość z treningu wyrzuciłem na nią. Ale szybko się pozbierałem, zaprosiłem do siebie na ten wywiad. To była najlepsza rzecz, jaką zrobiłem.
                 Była chyba 21, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Zdążyłem się uspokoić i miałem lepszy humor. Sara wyglądała rewelacyjnie. Od pierwszego wejrzenia zakochałem się w niej i nie zamierzałem tego długo ukrywać. Przyniosłem jej wodę i szczerze przeprosiłem za moje zachowanie. Rozbawiło mnie jej poważne podejście. Przyglądałem jej się uważnie. Każdy jej gest, każdy uśmiech. Szybko skończyliśmy ten wywiad i Sara chciała mi uciec. I nagle serce mocno zawaliło mi w piersi. Chciałem, żeby została ze mną. Trochę musiałem ją przekonywać do siebie, ale udało mi się. Została na noc, to była najlepsza noc w moim życiu. Rano widziałem jej konsternację gdzie jest. Przyniosłem śniadanie i prosto z mostu strzeliłem, że mi się podoba. Chciałem z nią żyć.
                  Poszedłem na trening, ale bałem się zostawić Sarę samą. Bałem się, że przebudzi się i ucieknie z mojego domu. Tak się na szczęście nie stało. Trening o dziwo minął szybko i przyjemnie. Może dlatego, że myśli miałem przy Sarze? Wszedłem do domu i zobaczyłem ją. Serce zwolniło. Posprzątała. Zrobiła obiad. Nagle coś w niej pękło. Stwierdziła, że nie jest mnie warta. Ale to nie była prawda. Wtedy oficjalnie stała się moją dziewczyną.
                  Później pojechaliśmy do hotelu po jej rzeczy. Wtedy po raz pierwszy spotkałem Carlosa. Wzbudził we mnie wstręt gdy przystawiał się do Sary. Dałem mu do zrozumienia, że ona jest ze mną. Widziałem strach w oczach Sary. Szybko zabrałem ją do domu. Ciągle płakała i przepraszała mnie. Nie wytrzymałem. Pocałowałem ją tak, żeby popamiętała ten pocałunek do końca życia. Włożyłem ręce pod jej koszulkę. Po chwili poczułem jej miękkie ręce na swoim brzuchu. Zaraz potem siedziała bez koszulki na moich kolanach. Mi też zdjęła sweter i rzuciła w kąt. Zaniosłem ją na rękach do sypialni. Wyglądała tak pięknie. Policzki miała czerwone z nerwów i strachu. Uśmiechnąłem się do niej i zaczęliśmy zabawę. Rano nie chciałem wstawać, ale musiałem iść na trening. To była najgorsza decyzja w moim życiu.
                   Po dwóch godzinach ktoś zadzwonił do mnie. Spojrzałem na wyświetlacz - Sara. Nie mogłem rozmawiać, ale to co usłyszałem sprawiło, że miałem ochotę kogoś zabić. Mianowicie Carlosa. Już miałem wybiec, gdy zawołał mnie Martino. Jeszcze tego brakowało, pomyślałem. Nie lubiłem gościa. Nie doceniał mnie. Był inny niż Pep i Tito. Podszedłem do niego i prosto w twarz powiedziałem mu, że wychodzę i dzisiaj nie wrócę. Nie zdążył mi nic powiedzieć, bo już byłem w samochodzie. Podjechałem pod dom, starałem uspokoić się. Wyważyłem drzwi i rozejrzałem się po domu. Zobaczyłem ubrania na podłodze. Pobiegłem po schodach na górę. I zobaczyłem go. Carlos stał nago przede mną z łobuzerskim uśmiechem. Rzucił się na mnie, ale, muszę podziękować Alexisowi,że mnie tego nauczył, zrobiłem unik i kopnąłem go w plecy. Leżał nieprzytomny, a ja znalazłem Sarę. Była cała roztrzęsiona, płakała. Podszedłem do Carlosa. Uderzyłem go kilka razy, mocno. Sara powstrzymała mnie, ale nie na długo. Zauważyłem ślad na jej poliku. Wtedy za cel postawiłem sobie zabić Carlosa. Muszę podziękować mojej kochanej, że powstrzymała mnie przed tym, bo teraz siedziałbym w więzieniu. Zadzwoniłem na policję i zabrała Carlosa z domu.
                  Potem było tylko gorzej... chociaż? Sara wymiotowała. Bałem się. Pobiegła do sklepu i w tym czasie przyszedł Cristian. Mój przyjaciel. Zawsze mnie rozumiał. Też źle był traktowany w klubie. Gadaliśmy dużo, ja poszedłem zrobić coś do jedzenia. Wróciła Sara. Uwielbiała Cristiana. Wyszedłem z kuchni, a ona siedziała wtulona w niego. Byłem oburzony, ale wiedziałem, że to tylko nasz przyjaciel. Dostaliśmy zaproszenie do kina. Sara wyglądała nieziemsko. Pragnąłem jej, ale ona pogrywała ze mną. W kinie poznaliśmy Roksanę. Spodobała mi się z wyglądu i charakteru. Już wtedy wiedziałem, że Tello jej nie wypuści i to będzie coś więcej niż jedna noc. Wróciliśmy do domu i znowu się kochaliśmy.
                   Rano robiłem śniadanie, a przynajmniej próbowałem, bo oczy same mi się zamykały. Sara pomogła mi i rozpoczęła bardzo ważną rozmowę. Dziecko. Całe szczęście nie była w ciąży, ale chciała. Poszliśmy do lekarza. Diagnoza jaką usłyszeliśmy od lekarza, a właściwie Sara ją słyszała, zabiła nas. Starałem trzymać Sarę, żeby nic sobie nie zrobiła, ale ona wiedziała, że szykuje się najgorsze. Trafiła do szpitala. Zdecydowała się na przeszczep. Wcześniej zaprosiła Carlosa do domu. Zobaczyłem ich razem i wszystko we mnie gotowało się. Zostali przyjaciółmi. Może nawet lepiej... Odwiedzał Sarę w szpitalu. Potem, oświadczyłem się mojej ukochanej. Odrzuciła je za pierwszym razem, ale potem się zgodziła. W dzień operacji płakałem. Było zimno na dworze, chociaż było lato. Temperatura sięgała może 10 kresek, a ja ubrany w koszulkę i krótkie spodnie płakałem pod szpitalem. Zabrali mnie stamtąd Cristian i Carlos. Pogadałem z Sarą i nastąpiła operacja. Byłem wkurzony, tyle czekania. Potem ta najgorsza informacja...
                    Teraz siedziałem na krześle i lekko uśmiechnąłem się, gdy te wszystkie chwile sobie przypomniałem. Znajomi pocieszali mnie, ale to nie pomagało. Moje wspomnienia trwały może minutę, ale wewnątrz mnie, trwało to miesiącami. Musiałem to zrobić. Podszedłem do wszystkich i uściskałem. Nawet Carlosa. Przeprosiłem go za złamany nos, Cristianowi podziękowałem za to, że jest, Roksanie podziękowałem, że przekonała Sarę do zmiany decyzji, a Marię... Marię po prostu uściskałem. Nie mogłem się poddać i postanowiłem, że będę walczył tak długo, jak długo walczyć będzie Sara. Wyszliśmy ze szpitala. Poszedłem do "Taty" i poprosiłem o ostatnią szansę. Zgodził się. Następny mecz: 8 lipca.


















Ten rozdział jest... jest inny niż wszystkie. Podsumowuje to, co działo się przez ostanie 6 rozdziałów :) Dziękuję, że jesteście i z chęcią czytacie mój blog :) Planuję jeszcze 2 rozdziały i... KONIEC :')

niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 6

                Cesc leżał wtulony w Sarę na szpitalnym łóżku. Z niecierpliwością czekali na ostateczną decyzję. Czy będzie potrzebny przeszczep? Fabregas płakał cały czas. Myśl, że może stracić ukochaną bolała go najbardziej. Sara trzymała się. Już dawno była przygotowana na najgorsze, ale ból jaki widziała w oczach Cesca ranił jej serce. Godziny mijały powoli, czas jakby zasypiał. Nagle do sali wszedł lekarz. Spojrzał z przykrością na Sarę i Hiszpana i pokiwał głową.
- Możesz jeszcze odmówić tego przeszczepu - powiedział doktor.
- Nie. Nie będę żyła z jedną nerką z możliwością stracenia jej - powiedziała stanowczo.
- Sara... - wymruczał Cesc do jej ucha. - Przeszczep jest trudniejszy niż usunięcie. Zastanów się.
- Nie ma nad czym Cescy... decyzja podjęta - kiwnęła w stronę doktora. - Kiedy? - spytała.
- Najszybciej pojutrze.
- Doskonale - uśmiechnęła się blado. Lekarz wyszedł zostawiając parę razem. Cesc znowu płakał. Sara ścierała mu łzy z policzków. Znowu przez nią traci pozycję w klubie, pomyślała smutno Sara. Spojrzała na Fabregasa.
- Cesc, zadzwoń po Cristiana. Chciałabym się z nim zobaczyć przed operacją.
- Oczywiście.
- I jeszcze jedno. Obiecaj mi, że jeżeli wszystko dobrze się ułoży, pobierzemy się - uśmiechnęła się do niego. - I będziemy mieli dzieci.
- O niczym innym nie marzę - pochylił się i ją pocałował. Delikatnie. Poczuła w tym pocałunku wsparcie i pomoc. Cesc przytulił ją i wyszedł zadzwonić do Tello. Czekał kilka sygnałów, w końcu się rozłączył. Pieprzony Tello, pomyślał i poszedł po kawę. Po pięciu minutach znowu spróbował. Trzy sygnały i usłyszał głos przyjaciela.
- Halo?
- Cristian, tu Cesc.
- No przecież wiem debilu, coś się stało? Jak Sara?
- Prosiła żebyś przyjechał, Cristian, ona szykuje się na najgorsze - znowu zaczął płakać. Ale szybko wziął się w garść. - Jedź do jubilera.
- Po co?
- Kup największy, najpiękniejszy i najdroższy pierścionek jaki tam zobaczysz. Weź ze sobą Roksanę, bo ona ma lepszy gust niż ty i coś pomoże wybrać.
- Czy ty chcesz... - urwał bo dalej do niego nie docierało co chciał zrobić Cesc.
- Tak, chcę się jej oświadczyć przed operacją. Błagam, pospiesz się. - Cristian rozłączył się. Cesc usiadł przy ścianie i schował twarz w dłoniach. Usłyszał kroki obok siebie. Podniósł głowę i zobaczył Carlosa. Nie był sam. Pomógł mu wstać i przytulił go. Weszli razem na salę. Sara widząc ich uśmiechnęła się.
- Cześć - wyszczerzył się do Sary Carlos. Wręczył jej bukiet kwiatów i usiadł na krześle obok łóżka. - Ach, gdzie moje maniery - zaśmiał się i podszedł do dziewczyny, która z nim przyszła. - To jest Maria - wskazał na nią ręką. - Moja narzeczona.
- Gratuluję - podniosła do niego ręce, a ten przybiegł i przytulił się do niej. - Miło mi cię poznać.
- Mnie również, Carlos tyle o tobie opowiadał. - wyciągnęła rękę w stronę Sary. Uścisnęła ją i poprosiła gości, żeby usiedli koło niej.
- A te dobre, czy złe rzeczy też? - zakpił Cesc.
- Wszystko - odpowiedziała bez wahania Maria. - Cieszę się, ze się pogodziliście.
- Ja również. I cieszę się, że przyszliście. Oprócz Cesca nikt przez ostatnie dni ze mną nie rozmawiał. No, jeszcze lekarz - zaśmiała się. Rozmawiali około godzinę. W końcu wstali i pożegnali się z Sarą. Carlos podszedł do niej i pocałował ją w policzek.
- Będzie dobrze - puścił jej oczko. - Będę przed operacją - powiedział i wyszli. Cesc wziął Sarę za rękę i pocałował ją. Po chwili przyszedł do niego SMS. Od Tello.
"Jestem pod szpitalem, czekamy na ciebie :* :*"
Cesc przeczytał to i uśmiechnął się. Pokazał SMSa Sarze.
- Będziemy za pięć minut skarbie.
- Dobrze.
Już go nie było. Cesc przebiegł cały szpital i wyskoczył na zewnątrz. Zobaczył samochód Cristiana i skierował się w tamtą stronę.
- Hej stary - uścisnął go Cristian, a Cesc podszedł do Roksany i pocałował ją w policzek. Dziewczyna wyciągnęła z torebki opakowanie z pierścionkiem. Pokazała go Cescowi, a ten od razu ją przytulił.
- Dziękuję, jest idealny. A teraz chodźcie, bo Sara się niecierpliwi - skierowali się do szpitala. Po chwili byli już w sali Hiszpanki. Cristian rzucił się dziewczynie na szyję i nie chciał od niej odejść. Roksana odciągnęła go i też przytuliła Sarę, ale ostrożniej i krócej.
- Co tam misiaczku? - Cristian usiadł obok łóżka i oparł łokcie na kolanach. Patrzył na nią jak na ciastko.
- Cristian, możesz trochę się uspokoić? - spytał ze strachem w oczach Cesc. - To moja dziewczyna - podszedł do Sary i pocałował ją w czoło.
- Twoja dziewczyna, moja przyjaciółka - puścił jej oczko.
- Właśnie, dziewczyna... spojrzał na Cristiana i Roksana, potem na Sarę. Uklęknął przy jej łóżku u wyciągnął pierścionek. Zobaczył w jej oczach łzy.
- Saro Cortez, czy wyjdziesz za mnie? - uśmiechnął się do niej, ale nie oczekiwał tego.
- Ja... ja nie mogę... chyba nie mogę...
- Saro, możesz. Chcę, żebyśmy się po operacji pobrali.
- Ale jeżeli nie przeżyję jej, nie chcę, cię zawieść...
- Sara, kocham cię i chcę być z tobą - spojrzał na nią ze łzami w oczach. Sara musiała sobie wszystko szybko przemyśleć. Spojrzała na zszokowanego Cristiana i spokojną Roksanę. Tak jakby rozumiała jej wybór. - Kochanie, Cescy... daj mi pięć minut. Idźcie z Cristianem na kawę, ja muszę porozmawiać z Roksi. Bez wahania wstali i wyszli. Sara poprosiła do siebie Roksanę i spojrzała na nią błagającymi o pomoc oczami.
- Co byś zrobiła na moim miejscu?
- Zgodziłabym się - odparła bez wahania Roksana.
- Ale jeżeli umrę jako jego narzeczona, on o mnie nie zapomni. A ja chcę, żeby był szczęśliwy...
- Sara, nie rozumiesz, że on jest szczęśliwy przy tobie, gdy myśli o tobie?
- Boję się - łzy poleciały jej po policzku. Roksana starła je kciukiem i przytuliła Sarę.
- Będzie wszystko dobrze, ale zgódź się. On się załamie jak tego nie zrobisz - Sara spojrzała na nią i kiwnęła głową. Poprosiła Roksanę żeby zawołała chłopaków. Cesc podbiegł do jej łóżka i jeszcze raz spytał:
- Wyjdziesz za mnie?
- Tak - szepnęła. Cesc chwycił jej twarz w swoje ręce i gorąco ją pocałował.
- No to gratuluję - krzyknął Tello, a Roksana puściła do niej oczko. - To my was zostawimy samych, ale pojutrze na pewno będziemy - I wyszli. Cesc położył się koło Sary i zdmuchnął jej włosy z twarzy. Uśmiechnęła się i wtuliła się w niego. Po klku minutach zasnęła, a Fabregas z nią.

                                                                     * 2 dni później *

                   Dzień operacji. Do Sary przyszli jej znajomi. Carlos z Marią i Cristian z Roksaną. Rozmawiali sobie, ale Sarę niepokoił fakt, że nigdzie nie ma Cesca. Tello z Carlosem poszli go poszukać. Maria i Roksana pocieszały Sarę i już urządzały w myślach ślub.
Po dziesięciu minut chłopacy wrócili z Cesciem. Cały się trząsł i płakał. Sara spojrzała na nich przerażonymi oczami.
- Siedział w samej koszulce pod szpitalem i ryczał - powiedział Tello.
- Z trudem go tu przyprowadziliśmy - dopowiedział Carlos.
- Dziękuję wam, zostawicie nas na chwilę samych? - wyszli szybko z sali, a Sara zawołała do siebie Cesca. Położył się obok niej i znowu popłakał się. - Cescy...
- Ja nie chcę ciebie stracić...
- I nie stracisz, cokolwiek się stanie, zawszę będę przy tobie.
- Obiecujesz? - spojrzał na nią.
- Obiecuję - pocałowała go, chcąc dodać mu otuchy. Znowu zaprosili swoich gości, ale razem z nimi do sali wszedł lekarz.
- Panno Cortez, już czas - kiwnęła mu głową. Do sali weszła pielęgniarka i pomogła Sarze przejść na drugie łóżko. Cesc zajął miejsce pielęgniarki i zaniósł swoją narzeczoną do łóżka. Pochylił się i dał jej ostatniego buziaka... Sara odjechała na salę operacyjną, a Cesc z resztą jej przyjaciół został w poczekalni. Godziny mijały, a Cesc coraz bardziej się niecierpliwił. Już chciał wejść na salę, ale powstrzymał go Cristian z Carlosem. Fabs był bardzo zdenerwowany w przeciwieństwie do reszty. Oni wiedzieli, że wszystko będzie dobrze i nie martwili się. Minęły jeszcze dwie godziny i w końcu wyszedł do nich lekarz. Zmierzył wszystkich wzrokiem i podszedł do nich niepewnym krokiem. Cesc złapał go za ramiona i spojrzał w jego oczy. Nic nie mówił.
- Co jest kurwa... Co z Sarą?!
- Bardzo mi przykro...
- Nie, ona musi żyć!
- I żyje... - wszyscy odetchnęli z ulgą.
- To co się dzieje?
- Pana narzeczona, zapadła w śpiączkę. Próbowaliśmy ją wybudzić lekami, ale dawka leku, który jej podaliśmy, żeby zasnęła, okazała się dla niej niebezpieczna. Oczywiście prawidłową dawkę jej podaliśmy, ale operacja pogorszyła jej stan - Cescowi popłynęły po policzkach łzy. Cristian podszedł do niego i przytulił go. To samo chciał zrobić Carlos, ale Cesc uderzył go w twarz i zaczął demolować poczekalnię. Dziewczyny ustąpiły mu miejsca. Cristian podszedł do lekarza.
- Czy ona ma szanse się wybudzić? - spytał.
- Szanse są zawsze. W tym przypadku nawet są duże, ale trzeba czekać.
- Ile? - spytał Carlos.
- Może dzień, może tydzień a może kilka miesięcy. Wszystko zależy od Sary - lekarz odszedł widząc, że zdenerwowany Cesc idzie w jego stronę. Carlos zatrzymał go i znowu oberwał. Fabregas usiadł na krześle i wziął kilka głębokich oddechów. Spojrzał na Carlosa i jego zakrwawioną twarz.
- Przepraszam stary - rzucił.
- Spokojnie, też bym tak zareagował...
- Co teraz? - rozpłakał się Cesc.
- Czekamy - podeszły do niego dziewczyny i go przytuliły - nie pozostało nam nic innego Cesc.


























































Maria













Roksana


Wow... 6 rozdział i tyle emocji.. muszę przyznać, że prawie płakałam jak to pisałam :/ Ale takie założenie miałam na początku i musiałam tak zostawić :) Następny rozdział wkrótce :D

wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 5

             Cesc przyjechał szybko do domu. Zastał Sarę śpiącą na kanapie. Delikatnie położył się koło niej. Hiszpanka przebudziła się i zaczęła coś mruczeć. Otworzyła oczy i zobaczyła Cesca. Podskoczyła, ale zaraz się uspokoiła. Spojrzała w jego ciemne oczy, a do jej napłynęły łzy. Fabs przytulił ją i pocałował w czubek głowy.
- Cii... nie płacz. Wszystko będzie dobrze - pocieszał ją.
- Nie będzie dobrze Cescy... nie tym razem.
- Nawet tak nie mów - chwycił jej nadgarstki żeby spojrzała na niego.
- Cesc to koniec, lekarze zawsze cię pocieszają, a potem umierasz.
- Nie! - krzyknął - Nie możesz tak mówić! Wyzdrowiejesz, będziemy mieli śliczne dzieci, potem wnuki. Rozumiesz?
- Kogo oszukujesz Fabsiu... czytałam o tym, ludzie, których organizm odrzuca przeszczep nawet popadają w śpiączkę... Także koniec ze mną - tym razem nie płakała. Mówiła pewnym tonem, tak jakby znała już swoją przyszłość. Cesc spojrzał na nią zdziwiony i wstał.
- Ja... ja muszę wyjść. Będę wieczorem - powiedział. Sara wiedziała co Cesc czuje i zrobiło jej się go żal. Mógł mieć każdą, wybrał ją, a teraz będzie musiał cierpieć. Fabs po chwili wyszedł z domu, a Hiszpanka usłyszała tylko trzaśnięcie drzwiami. Łzy popłynęły jej po gorących ze złości policzkach. Schowała głowę w poduszkę i znowu zasnęła.

                                                                                *

                  Fabregas wrócił pijany do domu po północy. Sara czekała w szlafroku na kanapie przez kilka godzin. Gdy go zobaczyła nie zdziwiła się, wiedziała, że się upije. Zawsze to robił gdy się martwił. Spojrzał na nią proszącymi o wybaczenie oczami i poszedł do sypialni. Usłyszała jak rzucił się na łóżko i po chwili już chrapał. Sara siedziała wtulona w poduszkę i myślała co ze sobą zrobić. Ostatnie miesiące życia były jej najlepszymi. Wspominała je z uśmiechem: wyjazd z Madrytu, pierwszy wywiad z Cesciem, pierwszy ich pocałunek, ich pierwszy raz... potem te gorsze chwile z Carlosem... Właśnie, co u Carlosa - pomyślała. Może na ostatnie chwile życia można by było pogadać z nim? Jutro - obiecała sobie. Wymęczona przeżyciami usnęła.
                  Następnego dnia Sara poszła do sypialni ze śniadaniem obudzić Cesca. Nawet nie zdjął ubrań, więc musiał być nieźle pijany - pomyślała. Stanęła nad łóżkiem i wpatrywała się w ukochanego.
- Cescy... -szepnęła mu do ucha.
- Mmmmm mamo jeszcze minutkę i pójdę do szkoły... - zamruczał. Sara wybuchła śmiechem i obudziła Cesca. Spojrzał na nią nieprzytomnym wzrokiem i próbował ogarnąć co się dzieje. - Sara, co się dzieje?
- Nic skarbie, ale jak wstaniesz będziesz miał takiego kaca, że zabiją cię na treningu - uśmiechnęła się do niego.
- Moja głowa... - przytrzymał się za głowę wstając powoli z łóżka - Nic nie pamiętam, powiedziałem coś, albo coś zrobiłem? - spytał dla pewności.
- Nie Cescy, jak przyszedłeś od razu poszedłeś grzecznie spać.
- To dobrze, ale na trening nie idę... - Sarę bardzo to zdziwiło i trochę zaczęła się denerwować.
- Jak to nie?
- Normalnie, a co, chcesz się mnie pozbyć? - zaśmiał się.
- No trochę... Chciałabym spotkać się z Carlosem - Sergio zakrztusił się kawałkiem tosta. - Dawno go nie widziałam, stwierdziłam, że powinien wiedzieć o chorobie...
- Po moim trupie,  jeszcze coś ci zrobi.
- Cescy jestem dorosła i zrobię to co zechcę. Nie martw się, będzie dobrze. Niecała godzina i już go nie będzie - Cesc spojrzał na nią spode łba. Ale wiedział, że nie ma szans. Jak Sara się uprze, to nic nie zmieni jej zdania.
- Daję ci wolną rękę. Ale jeżeli coś ci się stanie, to najpierw zabiję jego, a potem będziemy mieli poważną rozmowę - pogroził jej palcem.
- Obiecuję, a teraz idź na trening i nie daj się zabić.
Poszedł się przebrać i umyć, potem pocałował ją w policzek i z tostem w ręce wyszedł z domu.
Sara korzystając z sytuacji zadzwoniła do Carlosa. Poprosiła go żeby przyszedł do niej, on bez wahania się zgodził. Przyszedł po godzinie. Grzecznie zapukał do drzwi. Sara otworzyła je, Carlos już chciał wejść, ale zablokowała go ręką.
- Jeden numer i wylatujesz, chcę tylko z tobą pogadać i już ciebie nie ma. Mamy około dwóch godzin, bo chyba nie chcesz spotkać się z Cesciem.
-Cześć Sara, u mnie w porządku wszystko, też się cieszę, że ciebie widzę - posłał jej łobuzerski uśmiech. Przewróciła oczami i przepuściła go do salonu. Usiadł bez pytania na kanapie.
- O czym chciałaś pogadać? Przecież mieliśmy się więcej nie widzieć...
- Nie będę owijała w bawełnę, bo chcę mieć to za sobą... Jestem chora - Carlos wytrzeszczył oczy. - I nie, nie żartuję. Lekarz stwierdził u mnie ostrą niewydolność nerki.
- Ja...
- Nie musisz mi współczuć, stwierdziłam, że jako mój były powinieneś wiedzieć - Carlos spojrzał na nią spokojnie, co wywołało falę wspomnień... o dziwo tych miłych wspomnień związanych z jej byłym. Szybko odwrócił wzrok.
- Naprawdę mi przykro - miał łzy w oczach. - Wiem, że zwykłe przepraszam nie zmieni mojego obrazu w twojej głowie, ale chcę, żebyś wiedziała, że jest mi przykro, cholernie przykro - Sara była zaskoczona nagłą zmianą Carlosa. Podobało jej się to. - I dziękuję, że mnie poinformowałaś... to dla mnie bardzo ważne.
- Dziękuję Carli... Odwiedzisz mnie w szpitalu?
- Oczywiście.
Podszedł do niej o ją przytulił... nie jak chłopak dziewczynę, ale jak przyjaciel przyjaciela. Sara położyła głowę na jego ramieniu i tak stali w ciszy. Po kilku minutach usiedli razem na kanapie i tak sobie rozmawiali o nich, o tym co teraz dzieje się w ich życiu. Sara zasnęła wtulona w Carlosa. Biedak nie wiedział co robić, więc tylko przykrył ją kocem i czekał aż się obudzi. Na jego nieszczęście do domu wrócił Cesc. Wszedł do salonu i go zamurowało. Już chciał się rzucić na niego z pięściami, ale Carlos machnął ręką i pokazał, że Sara śpi. Fabs zawołał go do siebie. Carli delikatnie zsunął z siebie Sarę i poszedł za Fabregasem do kuchni.
- Co tu cholera jeszcze robisz? - warknął na niego Cesc i chwycił go za koszulkę.
- Spokojnie stary... zagadaliśmy się, a Sara zasnęła jak widziałeś.
- Jeżeli ją tknąłeś...
- Wyluzuj... nic nas już nie łączy, poza przyjaźnią, bo Sara chyba mi wybaczyła.. nie wszystko oczywiście, ale trochę rzeczy wybaczyła - Cesc spojrzał na niego, jakby zaraz chciał go uderzyć, ale pohamował się.
- Wynoś się.
- Ok, ale chcę się pożegnać z Sarą... a Cesc, - rzucił kiedy wchodził do salonu - naprawdę mi przykro z powodu Sary... Kochałem ją, nadal kocham, dlatego tu jestem i dlatego chciałbym ciebie też przeprosić... ten Carlos sprzed kilku miesięcy to nie ja... mam nadzieję, że Sara wyzdrowieje - spojrzał na niego ze łzami w oczach. Wyszedł z kuchni w momencie gdy obudziła się Sara. Podszedł do niej, pocałował ją i wyszedł. Cesc zamknął drzwi na klucz i wrócił do ukochanej.
- Wszystko ok? - spytał.
- Oczywiście... jednak nie jest takim dupkiem jak myślałam... zmienił się przez ostatnie miesiące...
- Nareszcie - uśmiechnął się do niej.
- Za kilka dni idę do szpitala, boję się - załkała.
- Nie ma czego - pocałował ją w czubek głowy. - Wszystko będzie dobrze.

                                                              * Kilka dni później *

                   Sara leżała już na oddziale. Codziennie odwiedzał ją Cesc. Lekarze rozpoczęli leczenie. Zapowiedzieli, że kuracja potrwa dwa tygodnie, potem będzie potrzebny przeszczep. Sara strasznie się nudziła. Gdy był Cesc było spoko, gorzej jak musiał iść... zostawiał jej książki, gazety... ale czuła się pusta. Tak jakby straciła jakąś część siebie przychodząc do szpitala. Nie była tą samą Sarą... tutaj mogło stać się wszystko. Z dnia na dzień jej stan mógł się pogorszyć i mogła umrzeć. Żyła ze świadomością, że każdy kolejny dzień mógł być jej ostatnim. Po tygodniu bezczynnego leżenia, do Sary przyszedł lekarz.
- Jak się czujesz? - spytał.
- A jakby się pan czuł, gdyby nie mógł pan nic robić, gdyby żył pan ze świadomością, że każdy dzień może być ostatnim?
- To źle myślisz Saro... trzeba myśleć pozytywnie... - Tsaa... łatwo mu mówić - pomyślała. - Musisz podjąć decyzję, czy w razie nagłej potrzeby, zaryzykujesz przeszczep, czy będziesz żyła z jedną nerką.
- Muszę się zastanowić doktorze... to trudny wybór. - Do pokoju wszedł Cesc. Słyszał jej rozmowę z lekarzem przez co był trochę przybity.
- Hej skarbie, przyniosłem ci kwiaty - uśmiechnął się blado i wyciągnął zza pleców ogromny bukiet kwiatów.
- Cescy... jest piękny - pocałowała go. - Słyszałeś moją rozmowę prawda? - pokiwał głową - Dlatego my musimy porozmawiać.
Lekarz wyszedł zostawiając ich samych.
- Poprę każdą twoją decyzję - powiedział Cesc.
- Myślę, że przeszczep będzie dobrym rozwiązaniem... jak żyje się z jedną nerką... jest o wiele ciężej.
- Ok, będzie przeszczep. Wszystko, bylebyś wyzdrowiała - pocałował jej ręce.
- I jeszcze jeden bardzo ważny temat... jeżeli coś by się stało...
- Wszystko będzie dobrze.
- Nie przerywaj mi Cescy... Jeżeli coś mi się stanie, nie chcę żebyś popadł w żałobę... masz stworzyć sobie normalną rodzinę, z żoną, dziećmi, wnukami... masz być wspaniałym piłkarzem, ale masz zapomnieć o nas - widziała w jego oczach łzy... ba, sama płakała mówiąc to, ale czuła, że tak będzie najlepiej.
- Przeżyjesz i wszystko będzie dobrze - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Też tego chcę - ktoś zapukał do drzwi. Cesc podszedł i je otworzył. W progu stał Carlos z małym bukiecikiem kwiatów.
- Czego? - warknął Cesc.
- Carli, wejdź - rzuciła Fabregasowi srogie spojrzenie - Co u ciebie?
- Raczej co u ciebie? - powiedział całując ją w policzek.
- No jak widać... możliwe, że za tydzień będę miała przeszczep - uśmiechnęła się blado.
Cesc wyszedł po kawę i o dziwo przyniósł dwie. Dla siebie i Carlosa. Kiwnął w podzięce i razem rozmawiali o przyszłości.
Dni mijały, a stan Sary nie polepszał się, przez co był potrzebny przeszczep. Carlos i Cesc siedzieli przy niej i ją pocieszali. Hiszpanka bardzo się bała, że coś się nie uda... Czy słusznie?





































Czytacie już 5 rozdział mojego bloga :) Jak widzicie, dzieje się coraz więcej :D Jeszcze kilka rozdziałów i kończę ten blog :/ A was zostawiam na najbliższe dni z pytaniami: Czy Sara słusznie się boi?, Czy wszystko ułoży się dobrze? Odpowiedzi poznacie za kilka dni :)