Sara z Cesciem byli w drodze do Brazylii. Zostawili za sobą wspomnienia, żeby przeżyć coś nowego. Najpierw lecieli samolotem, potem płynęli motorówką. Gdy dopłynęli na miejsce, Sarę zamurowało. Ich dom był piękny. Wielkie okna sprawiały, że dookoła było widoczne morze.
Hiszpanka chciała wejść do domu, ale Cesc chwycił ją za nadgarstek. Spojrzała na niego pełnym niepokoju wzrokiem. Szybkim ruchem wziął ją na ręce i przeniósł przez próg. Skierował się w stronę sypialni i rzucił Sarę na łóżko. Pobiegł po walizki i wrócił do ukochanej.
- Teraz jesteś tylko moja - uśmiechnął się do niej i namiętnie pocałował.
- Oczywiście.
Następnego dnia Cesc wypakowywał walizki. Sara po upojnej nocy spała jeszcze. Hiszpan postanowił zrobić ukochanej niespodziankę i zrobił jej śniadanie.
Czekał na swoją ukochaną, która jak na złość, nie chciała wstać z łóżka. Zniecierpliwiony pobiegł do sypialni i zabrał Sarę na ręce. Dziewczyna piszczała i rzucała się, ale nie miała szans z dużo silniejszym piłkarzem. Cesc posadził ją na krześle i wyszczerzył się do niej. Odpowiedziała mu chłodnym spojrzeniem.
- Smacznego kochanie.
- Spadaj Fabregas.
- Co się stało?
- Domyśl się - zaczęła jeść. Otworzyła szeroko oczy i pochłonęła szybko swoją porcję. - Nie żeby coś... ale to było pyszne.
- Przecież jestem genialnym kucharzem - podniósł wysoko głowę.
- Nie, ty jesteś piłkarzem FC Barcelony - poprawiła go.
- Tak... - skubał w swoim jedzeniu.
- Cescy, czy o czymś powinnam wiedzieć?
- Londyn... piękne miasto, prawda?
- Do rzeczy.
- Dostałem propozycję od Chelsea - Sara spojrzała na niego ze smutkiem w oczach. Wiedziała, że to przez nią.
- Przepraszam Cesc - powiedziała ze łzami w oczach i wybiegła na plażę. Schowała się dosyć daleko od domu, żeby miała chwilę spokoju. Słyszała jak Cesc woła ją, ale nie miała ochoty z nim rozmawiać. Na jej nieszczęście, Fabs lepiej znał wyspę i wiedział gdzie mogła się schować. Podbiegł do niej i mocno przytulił.
- Kochanie spójrz na mnie - niechętnie spojrzała na niego. - A teraz wytłumacz, co się stało.
- To przeze mnie wszystko! Gdybyś mnie nie poznał, nie opuszczałbyś treningów, grałbyś normalne mecze i siedziałbyś w Barcelonie!
- Sara... - Cesc nie wiedział co zrobić, po prostu ją przytulił. - To nie twoja wina, tylko moja. Nie układało mi się z Martino, nie jeden raz przegiąłem i mocno mu nagadałem.
- Chcesz wyjechać? - załkała.
- Chcę z tobą wyjechać. Wiem, że to będzie trudne, ale gadałem już z zarządem. Rok, góra 2 lata w Chelsea, potem mogę wrócić.
- Naprawdę?
- Tak. Ja też nie chcę wyjeżdżać, ale to szansa dla mnie, żeby znowu zaistnieć... Mam dla ciebie pocieszenie - łobuzersko się zaśmiał.
- Jakie... - nie zdążyła dokończyć, bo Cesc rzucił się na nią i zerwał z niej ubranie.
Każdy dzień wyglądał podobnie. Młodzi budzili się, jedli, szli na plażę albo na wodospad, wracali do domu, kochali się... Niestety czas szybko leci, jak jest nam dobrze.
* Miesiąc później *
- Ja nie chcę wracać! - Sara trzymała się łóżka, a Cesc próbował ją z niego zerwać.
- Sara, musimy, sezon się zaczyna! - ciągnął ją z całej siły za nogę, ale to nie dawało efektu. Podszedł i chwycił ją za talię i pociągnął w górę. To też nie pomogło. Przewrócił oczami i wyszedł z pokoju. Gdy Sara puściła się łóżka wbiegł szybko i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Ty gnoju - zaczęła piszczeć i się wiercić.
- Też cię kocham, ale musimy wracać!
- W dupie to mam, ja nie wracam - zaczęła go kopać.
- Bo wrzucę cię do wodospadu z samego szczytu - uspokoiła się. - Wrócimy tu w przerwie świątecznej.
- Obiecujesz?
- Oczywiście.
Droga z powrotem do Hiszpanii minęła spokojnie, choć Sara ciągle siedziała naburmuszona.
- Księżniczko, bo ta mina zostanie ci na zawsze - przytulił ją. Pokazała mu język. - Zaraz będziemy na miejscu. Trzeba się spakować i pożegnać - westchnął.
* 2 tygodnie później *
Sara i Cesc siedzieli w samolocie do Londynu... na lotnisku stali ich przyjaciele. Płakali. Sara też. Tylko Cesc był spokojny. Wiedział, że to kiedyś nastanie i nic nie zmieni.
- "4" twoja - powiedziała cicho Sara.
- Fajnie nie? - widział w oczach żony łzy. - Nie wyjeżdżamy na zawsze...
- Nic już nie mów dobrze?
- Spodoba ci się nasz dom.
- Skończ, proszę.
Cesc miał rację. Ich dom w Londynie był naprawdę ładny. Ale to nie to samo co w Barcelonie i Sara doskonale o tym wiedziała.
Coś bardzo niestety niepokoiło Sarę i Cesca. Ponowne wymioty. Dziewczyna bała się, że to nawrót choroby. Fabs nie mógł zostawać z ukochaną i opuszczać już na początku treningów i był wściekły na siebie. Sara obiecała, że wybierze się do lekarza, ale zwlekała z tym przez strach.
- Albo pójdziesz sama, albo zaprowadzę cię siłą - powiedział Cesc masując ukochanej stopy.
- Jutro.
- I bardzo dobrze.
Sara następnego dnia była bardzo nerwowa. Cesc szybciej wyszedł na trening. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyszła z domu, udając się w kierunku lekarza. Czekała chwilę w kolejce, w końcu lekarz ją zawołał. Badał i badał. Robił USG.
- To wszystko.
- Ale co mi jest? Czy to nawrót choroby?
- Raczej nie - uśmiechnął się do niej.
- Nie rozumiem?
- Pani Cortez.
- Fabregas - poprawiła szybko lekarza.
- Przepraszam, pani Fabregas, jest pani po prostu w ciąży - CIĄŻA, CIĄŻA to obijało się w uszach Sary. - Będzie miała pani śliczne bliźnięta.
- Bliźnięta?!
- Dwujajowe - uśmiechnął się i podał jej rękę. - Gratuluję, to bardzo rzadkie.
- Jest pan pewien?
- Jak najbardziej - pokazał jej zdjęcie USG. - Tu są dwie głowy, cztery nogi. Raczej to nie mutant - zaśmiał się.
Sara wyszła od lekarza trochę zaskoczona, trochę przybita, zdołowana. Chciała poczekać na odpowiedni moment żeby poinformować Cesca, ale zawsze miała pecha. Weszła do domu i usłyszała cichy głos jej męża.
- I jak?
- Musisz wszystko wiedzieć? I co tu robisz?
- Mieszkam.
- A trening?
- Skończyliśmy wcześniej. Nie zmieniaj tematu...
- Wszystko OK.
- Czyżby?
- Nie będę cię oszukiwała...
- I dobrze.
- Jestem w ciąży - Cesc zrobił duże oczy i zawołał do siebie Sarę. Powoli podeszła do niego, a Cesc dotknął jej brzucha i pocałował go.
- Moje maleństwo...
- Maleństwa Cesc.
- Jak to?
- Bliźnięta - uśmiechnęła się lekko Sara.
- Co teraz?
- Będziesz wspaniałym ojcem Cescy - w jej oczach pojawiły się łzy. Ale po raz pierwszy od długiego czasu, łzy szczęścia.
Ostatni rozdział... ciężko mi to pisać, ale został tylko epilog :') Brakuje mi słów :D Teraz pozostaje mi tylko zaprosić was na nowego bloga, o Messim :)
http://ganador-eterna.blogspot.com/2014/07/prolog.html
To jest cudowne *-*
OdpowiedzUsuńDlaczego to już koniec? :((((
Jejku, jakie slodziaki <3
Kochajcie się, wychowujcie dzieci i wracajcie jak najszybciej do Barcelony <3
I na koniec pytanko: czy będzie epilog? ;3
epilog tak jak napisalaam będzie :) za kilka dni :)
UsuńOstatni rozdział :'( :'( *załamuje się*
OdpowiedzUsuń"Tu są dwie głowy, cztery nogi. Raczej to nie mutant" PŁACZĘ ZE ŚMIECHU, HAHAHAHAHAHA XDDD
Aw, Fabsiu będzie miał dwie dzidzie <3
Czekam na epilog :')
cudowny rozdział :) nie wierzę, że to już koniec... :(
OdpowiedzUsuńz niecierpliwością czekam na epilog :) buziaki i dużo weny życzę :*:*
Oezu! Bliźniaki! Tak słoooodko!
OdpowiedzUsuńSkąd może wiedzieć, może to jednak mutanty! Hahaha, nie.
No to pozostaje mi czekać na efektowny epilog! Pozdrawiam :**
Jakie słodziaki. <3 Ciąża, bliźniaki, aww *-*
OdpowiedzUsuńCzekam na epilog
Oooo, bliźniaki, jak słodko ♥
OdpowiedzUsuńCzekam na epilog :)