czwartek, 24 lipca 2014

Epilog

                                                               * 5 lat później *

               Sara leżała na ławce w ogrodzie w Barcelonie. Przez chwilę miała spokój, więc mogła odpocząć od codzienności. Cesc wrócił do FC Barcelony. Xavi skończył karierę i został dyrektorem sportowym klubu, więc Fabregas występował regularnie. Sara prawie spała, gdy usłyszała krzyki.
- Mamo, Cristian nie chce mnie zabrać na plac - krzyczała córka Sary i Cesca, Lia.
- Dzieciaki chodźcie tu - powiedziała kobieta. dzieci szybko podbiegły do matki i stanęły naprzeciwko niej. - Nie możecie ciągle się kłócić. Cris, zabierzesz siostrę na plac, to ojciec weźmie cię jutro na trening.
- Serio - spytał chłopak.
- Serio serio - uśmiechnęła się i pocałowała go w czoło. - Po obiedzie macie iść na plac zabaw.
- Dobrze mamo... - jęknął Cris i zabrał Lię do domu. Sara zamknęła oczy i znowu spróbowała zasnąć. Znowu nie udało się. Usłyszała pochylającego się nad nią Cesca. Otworzyła oczy tuż przed pocałunkiem. Ujęła twarz męża i pogłębiła pocałunek. Wracającego do domu ojca zobaczyły dzieci i szybko rzuciły mu się na szyję.
- Tata!
- Cześć dzieciaki - wystękał spod leżących na nim dzieci. - Możecie zejść z tatusia? - od razu zeszły i zaczęły się gonić. - Jak w domu? - spytał Sary.
- Jak widać - westchnęła. - Ciężko.
- Może zostanę w domu na kilka dni?
- Masz grać. Ja sobie poradzę.
- Jak? - uniósł brew.
- Mam jeszcze Roksanę i Marię.
- A no chyba że tak - uśmiechnął się i pocałował żonę. - Ugotować obiad?
- Zrobiony.
- Posprzątać w domu?
- Posprzątane.
- Sara...
- Tak?
- Kocham cię - położył się obok dziewczyny i zaczął całować. - Na zawsze razem - odgarnął wlosy z jej twarzy.
- Na zawsze - podbiegły dzieciaki i też się przytuliły.

Co u innych bohaterów? Maria i Carlos pobrali się i wyprowadzili do Madrytu, ale co weekend są w Barcelonie. Carlos przeprosił jeszcze raz Cesca i Sarę. Roksana i Cristian również się pobrali i mają córkę Carlotę, ale spodziewają się też syna Jordiego. Wszyscy utrzymują ze sobą kontakt. Żyją szczęśliwie razem :D


























Kurde... to już jest koniec :/ Dziękuję wszystkim za pozytywne komentarze, które cały czas motywowały mnie do pisania. Dziękuję wgl za to że czytaliście, że... byliście, jesteście i mam nadzieję będziecie w kolejnych blogach, które będę pisała, dopóki nie napiszecie, że mam nie pisać :) Jesteście wspaniałymi czytelnikami :) Mam nadzieję, że spodoba wam się następny blog i następny i kilka jeszcze :) Kocham was wszystkich, dziękuję za szczere słowa pociechy i motywacji :)

środa, 16 lipca 2014

Rozdział 10

             Sara z Cesciem byli w drodze do Brazylii. Zostawili za sobą wspomnienia, żeby przeżyć coś nowego. Najpierw lecieli samolotem, potem płynęli motorówką. Gdy dopłynęli na miejsce, Sarę zamurowało. Ich dom był piękny. Wielkie okna sprawiały, że dookoła było widoczne morze.

Hiszpanka chciała wejść do domu, ale Cesc chwycił ją za nadgarstek. Spojrzała na niego pełnym niepokoju wzrokiem. Szybkim ruchem wziął ją na ręce i przeniósł przez próg. Skierował się w stronę sypialni i rzucił Sarę na łóżko. Pobiegł po walizki i wrócił do ukochanej.
- Teraz jesteś tylko moja - uśmiechnął się do niej i namiętnie pocałował.
- Oczywiście.
              Następnego dnia Cesc wypakowywał walizki. Sara po upojnej nocy spała jeszcze. Hiszpan postanowił zrobić ukochanej niespodziankę i zrobił jej śniadanie.





Czekał na swoją ukochaną, która jak na złość, nie chciała wstać z łóżka. Zniecierpliwiony pobiegł do sypialni i zabrał Sarę na ręce. Dziewczyna piszczała i rzucała się, ale nie miała szans z dużo silniejszym piłkarzem. Cesc posadził ją na krześle i wyszczerzył się do niej. Odpowiedziała mu chłodnym spojrzeniem.
- Smacznego kochanie.
- Spadaj Fabregas.
- Co się stało?
- Domyśl się - zaczęła jeść. Otworzyła szeroko oczy i pochłonęła szybko swoją porcję. - Nie żeby coś... ale to było pyszne.
- Przecież jestem genialnym kucharzem - podniósł wysoko głowę.
- Nie, ty jesteś piłkarzem FC Barcelony - poprawiła go.
- Tak... - skubał w swoim jedzeniu.
- Cescy, czy o czymś powinnam wiedzieć?
- Londyn... piękne miasto, prawda?
- Do rzeczy.
- Dostałem propozycję od Chelsea - Sara spojrzała na niego ze smutkiem w oczach. Wiedziała, że to przez nią.
- Przepraszam Cesc - powiedziała ze łzami w oczach i wybiegła na plażę. Schowała się dosyć daleko od domu, żeby miała chwilę spokoju. Słyszała jak Cesc woła ją, ale nie miała ochoty z nim rozmawiać. Na jej nieszczęście, Fabs lepiej znał wyspę i wiedział gdzie mogła się schować. Podbiegł do niej i mocno przytulił.
- Kochanie spójrz na mnie - niechętnie spojrzała na niego. - A teraz wytłumacz, co się stało.
- To przeze mnie wszystko! Gdybyś mnie nie poznał, nie opuszczałbyś treningów, grałbyś normalne mecze i siedziałbyś w Barcelonie!
- Sara... - Cesc nie wiedział co zrobić, po prostu ją przytulił. - To nie twoja wina, tylko moja. Nie układało mi się z Martino, nie jeden raz przegiąłem i mocno mu nagadałem.
- Chcesz wyjechać? - załkała.
- Chcę z tobą wyjechać. Wiem, że to będzie trudne, ale gadałem już z zarządem. Rok, góra 2 lata w Chelsea, potem mogę wrócić.
- Naprawdę?
- Tak. Ja też nie chcę wyjeżdżać, ale to szansa dla mnie, żeby znowu zaistnieć... Mam dla ciebie pocieszenie - łobuzersko się zaśmiał.
- Jakie... - nie zdążyła dokończyć, bo Cesc rzucił się na nią i zerwał z niej ubranie.
Każdy dzień wyglądał podobnie. Młodzi budzili się, jedli, szli na plażę albo na wodospad, wracali do domu, kochali się... Niestety czas szybko leci, jak jest nam dobrze.

                                                            * Miesiąc później *

- Ja nie chcę wracać! - Sara trzymała się łóżka, a Cesc próbował ją z niego zerwać.
- Sara, musimy, sezon się zaczyna! - ciągnął ją z całej siły za nogę, ale to nie dawało efektu. Podszedł i chwycił ją za talię i pociągnął w górę. To też nie pomogło. Przewrócił oczami i wyszedł z pokoju. Gdy Sara puściła się łóżka wbiegł szybko i przerzucił ją sobie przez ramię.
- Ty gnoju - zaczęła piszczeć i się wiercić.
- Też cię kocham, ale musimy wracać!
- W dupie to mam, ja nie wracam - zaczęła go kopać.
- Bo wrzucę cię do wodospadu z samego szczytu - uspokoiła się. - Wrócimy tu w przerwie świątecznej.
- Obiecujesz?
- Oczywiście.
Droga z powrotem do Hiszpanii minęła spokojnie, choć Sara ciągle siedziała naburmuszona.
- Księżniczko, bo ta mina zostanie ci na zawsze - przytulił ją. Pokazała mu język. - Zaraz będziemy na miejscu. Trzeba się spakować i pożegnać - westchnął.

                                                         * 2 tygodnie później *
     
                  Sara i Cesc siedzieli w samolocie do Londynu... na lotnisku stali ich przyjaciele. Płakali. Sara też. Tylko Cesc był spokojny. Wiedział, że to kiedyś nastanie i nic nie zmieni.

- "4" twoja - powiedziała cicho Sara.
- Fajnie nie? - widział w oczach żony łzy. - Nie wyjeżdżamy na zawsze...
- Nic już nie mów dobrze?
- Spodoba ci się nasz dom.
- Skończ, proszę.
Cesc miał rację. Ich dom w Londynie był naprawdę ładny. Ale to nie to samo co w Barcelonie i Sara doskonale o tym wiedziała.




Coś bardzo niestety niepokoiło Sarę i Cesca. Ponowne wymioty. Dziewczyna bała się, że to nawrót choroby. Fabs nie mógł zostawać z ukochaną i opuszczać już na początku treningów i był wściekły na siebie. Sara obiecała, że wybierze się do lekarza, ale zwlekała z tym przez strach.
- Albo pójdziesz sama, albo zaprowadzę cię siłą - powiedział Cesc masując ukochanej stopy.
- Jutro.
- I bardzo dobrze.
Sara następnego dnia była bardzo nerwowa. Cesc szybciej wyszedł na trening. Dziewczyna wzięła głęboki oddech i wyszła z domu, udając się w kierunku lekarza. Czekała chwilę w kolejce, w końcu lekarz ją zawołał. Badał i badał. Robił USG.
- To wszystko.
- Ale co mi jest? Czy to nawrót choroby?
- Raczej nie - uśmiechnął się do niej.
- Nie rozumiem?
- Pani Cortez.
- Fabregas - poprawiła szybko lekarza.
- Przepraszam, pani Fabregas, jest pani po prostu w ciąży - CIĄŻA, CIĄŻA to obijało się w uszach Sary. - Będzie miała pani śliczne bliźnięta.
- Bliźnięta?!
- Dwujajowe - uśmiechnął się i podał jej rękę. - Gratuluję, to bardzo rzadkie.
- Jest pan pewien?
- Jak najbardziej - pokazał jej zdjęcie USG. - Tu są dwie głowy, cztery nogi. Raczej to nie mutant - zaśmiał się.
Sara wyszła od lekarza trochę zaskoczona, trochę przybita, zdołowana. Chciała poczekać na odpowiedni moment żeby poinformować Cesca, ale zawsze miała pecha. Weszła do domu i usłyszała cichy głos jej męża.
- I jak?
- Musisz wszystko wiedzieć? I co tu robisz?
- Mieszkam.
- A trening?
- Skończyliśmy wcześniej. Nie zmieniaj tematu...
- Wszystko OK.
- Czyżby?
- Nie będę cię oszukiwała...
- I dobrze.
- Jestem w ciąży - Cesc zrobił duże oczy i zawołał do siebie Sarę. Powoli podeszła do niego, a Cesc dotknął jej brzucha i pocałował go.
- Moje maleństwo...
- Maleństwa Cesc.
- Jak to?
- Bliźnięta - uśmiechnęła się lekko Sara.
- Co teraz?
- Będziesz wspaniałym ojcem Cescy - w jej oczach pojawiły się łzy. Ale po raz pierwszy od długiego czasu, łzy szczęścia.



























Ostatni rozdział... ciężko mi to pisać, ale został tylko epilog :') Brakuje mi słów :D Teraz pozostaje mi tylko zaprosić was na nowego bloga, o Messim :)
http://ganador-eterna.blogspot.com/2014/07/prolog.html

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 9

                  Cesc i Sara leżeli wtuleni w siebie. Chłopak gładził delikatnie włosy swojej ukochanej i całował ją w czoło. Hiszpanka rozmyślała nad nadchodzącym najważniejszym dniem w ich życiu. Dniu ich ślubu. Jeszcze tylko dwa tygodnie, pomyślała Sara.
- Cescy... musimy iść na zakupy - zaśmiała się.
- Po co? - spytał nieprzytomnym głosem.
- Pomyślmy... Garnitur, suknia, trzeba salę przygotować... jutro musimy zacząć.
- A może niech przygotują to wszystko Cristian i Roksana, a my tylko na ślub przyjdziemy? - zaśmial się.
- Nie Cescy. Jutro zaczynamy porządne przygotowania.
Następnego dnia gdy Cesc jeszcze spał, Sara była już na nogach. Dzwoniła do kwiaciarni, restauracji, wszystko chciała jak najszybciej załatwić. Była bardzo zmęczona, więc postanowiła poprosić o pomoc.
- Roksana? Hej, tu Sara. Potrzebuję pomocy.
- Co jest skarbie?
- Dałabym radę z Marią załatwić salę na wesele?
- No pewnie. Masz już suknie?
- Nie.
- To jutro idziemy do sklepu. Pa.
Sara nie zdążyła odpowiedzieć, bowiem Roksana już się rozłączyła. Dobrze, że ją mam, pomyślała. Usiadła na kanapie i westchnęła głośno. Zamknęła oczy chcąc odpocząć, ale nie było jej to dane. Usłyszała głośne kroki Cesca, który jeszcze śpiąc schodził po schodach. Zobaczył dziewczynę i uśmiechnął się do niej. Poszedł do kuchni zrobić sobie śniadanie, ale nie wychodziło mu. Ciągle talerze mu z rąk wypadały. Sara przewróciła oczami i poszła do niego. Wyrzuciła go z kuchni i sama zaczęła robić omlety. Po chwili podała gotowe śniadanie Cescowi. Pocałowal ją w policzek i zaczął jeść.
- Tylko nie za dużo, bo w garnitur się nie zmieścisz - zaśmiała się.
- Ja jestem zawsze szczupły i piękny - połknął kolejny kęs.
- Jutro na zakupy idziemy z dziewczynami, ty poproś Cristiana i Carlosa, żeby pomogli wybrać ci garnitur.
- Sam sobie poradzę.
- Nie masz gustu Cescy.
- No to foch kochanie - pocałował ją i wyszedł z domu.
Sara siedziała w salonie i nie wiedziała co ze sobą robić. Włączyła telewizor i skakała po kanałach bez sensu. Cesc po dwóch godzinach wrócił do domu cały uśmiechnięty od ucha do ucha. Podszedł do Sary, pocałował ją i zaciągnął do sypialni.
Następnego dnia Sara czekała na przyjaciółki w sklepie z sukniami ślubnymi. Gdy dziewczyny przyszły, zaczęły wybierać suknie. Wybierały godzinami, ciągle coś było nie tak. W końcu znalazły taką, o jakiej marzy każda dziewczyna.






Dziewczyny wyszły ze sklepu i skierowały się w stronę ich narzeczonych. Byli w sklepie z garniturami. Gdy weszły do pomieszczenia, Sara zauważyła Cesca. Dziewczyna była w niego wpatrzona jak w obrazek. Wyglądał rewelacyjnie. Stał oparty o szafkę i patrzył prosto na Sarę. Dziewczyna zarumieniła się.
- Cześć skarbie - uśmiechnął się do niej łobuzersko.
- Jesteś... piękny - powiedziała i podeszła do Cesca żeby go pocałować.
- Przecież mówiłem, że jestem piękny.





                                                               * 2 tygodnie później *

                   Sara czekała przed kościołem na osobę, która poprowadzi ją do ołtarza. Na jej ojca. Nie był zadowolony z jej decyzji, ale nie miał wyboru i musiał to zaakceptować. Cesc i chłopacy czekali już w kościele o dziwo trzeźwi mimo wieczoru kawalerskiego, który odbył się poprzedniego wieczoru. Jej druhny czyli Maria i Roksana także czekały już w kościele. Drużbowie Cesc, Cristian i Carlos stali obok pana młodego. Wszyscy byli na czas, tylko nie mój ojciec, pomyślała. W końcu pojawił się z półgodzinnym spóźnieniem.
- Cześć córeczko.
- Spóźniłeś się. Znowu. Zawsze musisz wszystko spieprzyć?
- Nie chciałem, przepraszam... Gotowa? - Sara wzięła głęboki wdech, by się uspokoić i kiwnęła głową. Wyglądała nieziemsko i nikt oprócz Roksany i Marii jeszcze jej nie widział. Sara pod ręką ojca weszła chwiejnym krokiem do kościoła. Organy zaczęły grać Marsz Mendelsona. Wszystkie oczy wpatrzyły były w ojca i córkę. Cesc jako ostatni obejrzał się na przyszłą żonę. Jej widok... zaparł mu dech w piersiach. Uśmiechał się od ucha do ucha. Dziewczyna idąc oglądała przybytych gości. Głównie piłkarze Barcelony i Hiszpanii z ukochanymi. Sara podeszła do ukochanego. Cesc odebrał ją od ojca i zaczęła się ceremonia. Oboje powiedzieli sobie "tak". Rozpoczęło się wesele, które trwało do rana. Podczas niego wszyscy bawili się jak nigdy. Messi i Pique tańczyli na stole. Alba z Xavim śpiewali karaoke na zmianę z Alvesem i Iniestą. Ledwo utrzymując na nogach wszyscy wrócili do domów. Cesc i Sara wynajęli sprzątaczki i już koło południa było po wszystkim. W domu państwa Fabregas zostali drużbowie i druhny. Wszyscy siedzieli zmęczeni w salonie.
- Nigdy więcej - zaśmiała się Sara.
- No raczej - pocałował ją Fabregas.
- Co teraz? - spytała Roksana.
- Teraz jedziemy w podróż poślubną - uśmiechnął się dumnie Cesc.
- Za tydzień - dopowiedziała Sara.
- Gdzie? - spytał Carlos.
- Wyspa w Brazylii. Moja własna - powiedział Fabs.
- Masz własną wyspę?! - krzyknął Cristian.
- Moich rodziców, ale przepisali ją mnie, gdy skończyłem osiemnastkę.
- Zajebiście, też tak chcę! - odpowiedział Tello. Cesc przytulił się do Sary.
- Zostawimy was samych - Maria puściła oczko do Sary.
- Dzięki wszystkim - krzyknęła dziewczyna gdy wszyscy już wyszli. - Co teraz?
- Teraz zajmę się moją żoną - uśmiechnął się łobuzersko Cesc i niosąc na rękach dziewczynę skierował się do sypialni. Rozebrał ją i rzucił na łóżko, zachowując się o wiele bardziej dojrzale i erotycznie niż do tej pory.
























Przedostatni rozdział... doczekaliście się ślubu :) Właśnie rozpoczynam z Roksaną nowy blog o Messim :) tak, z Roksaną z opowiadania :D Mam nadzieję, że tamten blog będzie równie mile czytamy i komentowany co ten ;d Następny rozdział odbędzie się w Brazylii :) A jak się rozpisze, to może jeszcze 2 rozdziały będą :D I musicie przyznać, że fajnie zabawiłam się z Cesciem w garniturze xd

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 8

                   8 lipca. Urodziny Sary. Możliwe, że ostatni mecz Cesca w barwach Blaugrany. Sara od dwóch tygodni jest w śpiączce.

               Cesc siedział przy łóżku Sary. Jej stan nie polepszył się, ale też nie pogorszył. Łzy leciały mu po poliku. Po chwili spojrzał na zegarek. Za godzinę miał trening przedmeczowy. Westchnął głośno i wstał pomału od łóżka. Pochylił się w stronę Sary i pocałował ją w czoło. Przy okazji szepnął jej do ucha: "Wszystkiego najlepszego skarbie" i wyszedł. A właściwie próbował. Jakieś siły chciały, żeby został, ale rozum podpowiadał by wyjść. Na korytarzu spotkał Carlosa. Co drugi dzień przychodził z kwiatami do Sary. Cesc kiwnął mu na powitanie a zarazem pożegnanie i wyszedł ze szpitala. Wsiadł do swojego Porsche i pojechał na Camp Nou. Zostawił samochód na swoim stałym miejscu i skierował się na stadion. Przy wejściu czekał Cristian.
- Jak Sara? - spytał.
- Bez zmian - odparł zmęczonym tonem.
- Może powinieneś dzisiaj usiąść na ławce... Wyglądasz na strasznie zmęczonego.
- I jestem, ale Sara chciałaby, żebym grał. Roksana będzie dzisiaj w szpitalu?
- Mówiła, że pójdzie, a co?
- Poproś ją, żeby włączyła Sarze nasz mecz...
- Serio? - spyta Cristian.
- Tak. Sara zawsze oglądała mecze, w których ja grałem.
- OK.
Poszli do szatni. A tam cała drużyna czekała na Fabregasa. Gdy wszedł z Tello podeszli do niego i przytulili. Nic nie mówili. W sumie nie musieli. Cesc wiedział o co im chodzi i był bardzo wdzięczny za to, co zrobili dla niego.
- Będzie dobrze - powiedział Carles. Prawdziwy kapitan, pomyślał Cesc.
- Mam nadzieję... Tak w ogóle dzięki, że pogadałeś z Martino.
- Dla ciebie wszystko stary - poklepał go po ramieniu.
- Ej, kogo wywaliłem z pierwszego składu? - uśmiechnął się Cesc.
- Mnie - odparł Alexis. - I nawet dobrze, mogę sobie przynajmniej odpocząć - wyszczerzył się do niego.
- Przynajmniej mało ważny mecz...
- Mamy drugie miejsce w lidze, więc każdy mecz Cesc jest ważny teraz - odparł Carles.
- No w sumie... Real Madryt sam się nie pokona - uśmiechnął się. - Trzeba skopać im tyłki. Na trzy!
- Raz!
- Dwa!
- Trzy!
- Vamos Barca!
Trening przebiegł szybko i pozostało tylko przebrać się i wyjść na mecz. Prawdziwy mecz. Mecz o honor, panowanie, przebaczenie i powrót do formy. Tak jak było zapowiedziane, Cesc wyszedł w pierwszym składzie. W szatni Martino zakreślał jeszcze piłkarzom odpowiednią taktykę. Gdy skończył, wszyscy wyszli, a Cesc za nimi, ale "Tata" zawołał go do siebie. Fabs podszedł do niego i spojrzał mu prosto w oczy.
- Cesc...
- Wiem, moja ostatnia szansa, tak samo jak twoja. Mam pokazać się z najlepszej strony inaczej obaj wylecimy. Cały czas mi to powtarzasz!- krzyknął.
- Daj mi coś powiedzieć!
- Co znowu?!
- Cesc... - chwycił go za ramiona i pociągnął w swoją stronę. Przytulił Cesca. Ten na początku był tak zdziwiony, że nie wiedział co się dzieje, ale szybko się otrząsnął i odwzajemnij uścisk. - Jesteś świetnym piłkarzem. Nie spieprz tego...
- Skąd ta nagła zmiana?
- Zawsze tak o tobie myślałem, ale nigdy tego tobie nie mówiłem... mój błąd...
- Teraz to nic nie zmieni...
- Strzel bramkę. Nie dla nas, nie dla klubu, a dla siebie i Sary - i to było to, co Cesc potrzebował. Potrzebował prawdziwego kopa, żeby zrozumieć, że to nie żarty. Kiwnął w stronę "Taty" i wybiegł na boisko.
Barcelona grała w takim składzie: Pinto-Alba, Puyol, Pique, Alves-Xavi, Busquets, Iniesta-Messi, Neymar, Cesc.
Real: Casillas-Marcelo, Pepe, Ramos, Arbeloa-Alonso, Modrić, Isco-Ronaldo, di Maria, Benzema.
Kibice zgromadzeni na Camp Nou szaleli. Cały stadion, właściwie prawie cały był bordowo-granatowy. Sędzia rozpoczął mecz. Mecz o wszystko.

                                                                  * w tym samym czasie *

                Roksana z Marią przyszły do Sary. Dziewczyny zaprzyjaźniły się i razem odwiedzały Hiszpankę. Tak jak powiedział Cesc, tak zrobiła Roksana. O godzinie 18 włączyła mecz Barcelony. Nie zdziwił ją fakt, że Cristian będzie siedział na ławce. Maria poszła po kawę i razem oglądały mecz.

                                                                  * na Camp Nou *

                Hiszpański komentator oszalał. Mecz był bardzo ekscytujący. Ale Barcelona przegrywała. W 20 minucie bramkę strzelił Ronaldo. Cała Barcelona była bardzo przygnębiona, ale Cesc próbował podnieść drużynę w przerwie.
- Damy rade! - krzyczał cały czas.
- Cesc, będzie ciężko...
- Kurwa damy rade, jasne? - cała drużyna zamilkła i zaczęła myśleć o wygranej. Na twarzach pojawiły się uśmiechy i wola walki.
Zaczęła się druga połowa. Barcelona zaczęła od razu atakować bramkę Casillasa. Opłaciło się. Messi w 53 minucie doprowadził do wyrównania. Ale nie tego chciał Cesc. Chciał strzelić piękną bramkę dla ukochanej i to był jego główny cel. Biegał po całym boisku, komentator cały czas krzyczał jego imię. Opłacił się pressing i Barca strzeliła drugą bramkę - tym razem Puyol z rzutu rożnego. Real grał coraz ostrzej i był coraz bliżej bramki Pinto. Benzema strzelił wyrównującą bramkę. Jedna kontra Messiego, drybling między wszystkimi zawodnikami stwarza wspaniałą sytuację dla Blaugrany. Pepe. Człowiek, który fauluje Messiego 26 metrów od bramki. Dostaje czerwoną kartkę za brutalny faul od tyłu. Jest 90 minuta. Leo schodzi z boiska, wchodzi Tello. Kto wykona stały fragment gry? Do piłki podchodzi Fabregas i Xavi. Krótka rozmowa przed rozpoczęciem.
- Xavi... mogę?
- Piłka jest twoja. Nie spieprz tej okazji.
Gwizdek. Jest doliczony czas gry. Fabregas podchodzi do piłki. Bierze rozbieg i strzela... GOOOOOOOOOOLLLLLLL. Komentator drze się wniebogłosy. Stadion szaleje. Cesc podbiega do kamery i ściąga koszulkę Barcy. Pokazuje podkoszulek. A na nim co? Na nim napis: "Wszystkiego najlepszego Saro". Mecz kończy się. Cesc zostaje okrzyknięty zawodnikiem meczu. Zawodnicy udają się do szatni. Wszyscy świętują wygraną. Cesc spojrzał na wyświetlacz telefonu. Nieodebrane połączenie od Roksany. Jego serce zamarło. Oddzwonił szybko, ale nikt nie odbierał, więc postanowił pojechać do szpitala.

                                                                   * w szpitalu *

                 Roksana i Maria świętowały wygraną. W tym samym czasie Cesc wbiegł do sali. Spojrzał na nie. Nie rozumiał o co chodzi.
- Gratulacje - uśmiechnęła się Roksana.
- Gdzie jest Sara? - Cesc zaczął się trząść. Spodziewał się najgorszego, ale dziewczyny nie były smutne. Wręcz przeciwnie. W tym momencie ktoś zamknął oczy Cesca i wepchnął do środa sali. Fabs chciał wyszarpać się, ale był zbyt oszołomiony. To był mężczyzna. Nakazał zamknąć Cescowi oczy. Po chwili usłyszał cichy, słaby głos.
- Gratuluje skarbie - Cesc otworzył szybko oczy i zasłabł. Przed nim stała Sara. We własnej osobie. Uśmiechała się od ucha do ucha. Przytrzymywał ją Carlos. Cesc nie mógł zrozumieć o co chodzi. W końcu Roksana zaczęła tłumaczyć.
- Cesc, to jest Sara. Twoja narzeczona - uśmiechnęła się do Hiszpanki.
- Przecież...
- Sara wybudziła się, gdy usłyszała, że strzeliłeś bramkę i zadedykowałeś ją jej - dopowiedział Carlos. - Chciała zrobić ci niespodziankę, więc ukryliśmy się, wbrew zaleceniom lekarza.
- Sara... - nic więcej nie powiedział, bowiem rzucił się na dziewczynę i przytulił najmocniej jak mógł. Nie chciał jej wypuścić. Pocałował ją. Po chwili położył do łóżka, czując, że dziewczyna słabnie.
- Piękny gest Cescy... - powiedziała wskazując ekran telewizora. Koszulka Cesca, jego występ stały się głównymi tematami wiadomości. W tym samym momencie do sali wszedł lekarz. Również uśmiechał się od ucha do ucha.
- Dobry mecz panie Fabregas - zaśmiał się. - Pańska gra wybudzi wszystkich. Saro, zostaniesz jeszcze dwa dni i możesz wracać do domu.
- Dziękuję doktorze - lekarz wyszedł, a Cesc dalej nie chciał wypuścić Sary z rąk.
- Co teraz?
- Jak to co?! - krzyknęła Roksana. - Teraz będzie ślub!

                                                                   * tydzień później *

                Sara była już w domu. Cesc nie odstępował dziewczyny na krok. Był jej lokajem.
- Cescy, odpocznij.
- Nie! To ty masz odpoczywać, nie ja.
- Chodź do mnie - rzucił się na łóżko i pocałował Sarę. Dziewczyna wtuliła się w niego i zasypiała. - Musimy obmyślić plan.
- Jaki znowu plan? - spojrzał na nią.
- Nasz ślub kochanie. Obiecałam ci, że wyjdę za ciebie - Cesc uśmiechnął się i mocno ją przytulił.
- Jutro skarbie, jutro. Teraz nie wypuszczę cię i będziesz tylko moja - pocałował ją w nos.
- Cesc! - pisnęła i uciekła do sypialni. Fabs dogonił ją i rzucił na łóżko.





















Ten rozdział został zrobiony specjalnie dla was :D 8 lipca wymyśliłam, bo to moje urodziny :) Miałam w planach uśmiercić Sarę, ale błagaliście, żeby żyła... więc żyje :) Niedługo koniec :/ Ale szybko pojawi się nowy blog tym razem o Messim :D

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 7

                                                                       * Cesc *

                 Siedziałem w poczekalni. Wpatrywałem się w podłogę, dalej nie docierało do mnie to, co powiedział lekarz. Myślałem, że będzie wszystko dobrze, ale nie. Wszystko musiało się spieprzyć. Kiedy tak czekałem, sam nie wiem na co, miałem dużo czasu, żeby poprzypominać sobie wszystkie piękne chwile, które spędziłem z Sarą.
                 Byłem strasznie wkurzony tego dnia. "Tata" stwierdził, że nie nadaję się do pierwszego składu. Wciąż byłem za słaby, żeby dorównać Andresowi czy Alexisowi. Wybiegłem ze stadionu mocno zdenerwowany. Wtedy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Sara czekała koło mojego samochodu. Do tej pory nie wiem, skąd wiedziała, który jest mój. Ale to mało ważne, zachowałem się podle wobec niej. Całą złość z treningu wyrzuciłem na nią. Ale szybko się pozbierałem, zaprosiłem do siebie na ten wywiad. To była najlepsza rzecz, jaką zrobiłem.
                 Była chyba 21, kiedy usłyszałem pukanie do drzwi. Zdążyłem się uspokoić i miałem lepszy humor. Sara wyglądała rewelacyjnie. Od pierwszego wejrzenia zakochałem się w niej i nie zamierzałem tego długo ukrywać. Przyniosłem jej wodę i szczerze przeprosiłem za moje zachowanie. Rozbawiło mnie jej poważne podejście. Przyglądałem jej się uważnie. Każdy jej gest, każdy uśmiech. Szybko skończyliśmy ten wywiad i Sara chciała mi uciec. I nagle serce mocno zawaliło mi w piersi. Chciałem, żeby została ze mną. Trochę musiałem ją przekonywać do siebie, ale udało mi się. Została na noc, to była najlepsza noc w moim życiu. Rano widziałem jej konsternację gdzie jest. Przyniosłem śniadanie i prosto z mostu strzeliłem, że mi się podoba. Chciałem z nią żyć.
                  Poszedłem na trening, ale bałem się zostawić Sarę samą. Bałem się, że przebudzi się i ucieknie z mojego domu. Tak się na szczęście nie stało. Trening o dziwo minął szybko i przyjemnie. Może dlatego, że myśli miałem przy Sarze? Wszedłem do domu i zobaczyłem ją. Serce zwolniło. Posprzątała. Zrobiła obiad. Nagle coś w niej pękło. Stwierdziła, że nie jest mnie warta. Ale to nie była prawda. Wtedy oficjalnie stała się moją dziewczyną.
                  Później pojechaliśmy do hotelu po jej rzeczy. Wtedy po raz pierwszy spotkałem Carlosa. Wzbudził we mnie wstręt gdy przystawiał się do Sary. Dałem mu do zrozumienia, że ona jest ze mną. Widziałem strach w oczach Sary. Szybko zabrałem ją do domu. Ciągle płakała i przepraszała mnie. Nie wytrzymałem. Pocałowałem ją tak, żeby popamiętała ten pocałunek do końca życia. Włożyłem ręce pod jej koszulkę. Po chwili poczułem jej miękkie ręce na swoim brzuchu. Zaraz potem siedziała bez koszulki na moich kolanach. Mi też zdjęła sweter i rzuciła w kąt. Zaniosłem ją na rękach do sypialni. Wyglądała tak pięknie. Policzki miała czerwone z nerwów i strachu. Uśmiechnąłem się do niej i zaczęliśmy zabawę. Rano nie chciałem wstawać, ale musiałem iść na trening. To była najgorsza decyzja w moim życiu.
                   Po dwóch godzinach ktoś zadzwonił do mnie. Spojrzałem na wyświetlacz - Sara. Nie mogłem rozmawiać, ale to co usłyszałem sprawiło, że miałem ochotę kogoś zabić. Mianowicie Carlosa. Już miałem wybiec, gdy zawołał mnie Martino. Jeszcze tego brakowało, pomyślałem. Nie lubiłem gościa. Nie doceniał mnie. Był inny niż Pep i Tito. Podszedłem do niego i prosto w twarz powiedziałem mu, że wychodzę i dzisiaj nie wrócę. Nie zdążył mi nic powiedzieć, bo już byłem w samochodzie. Podjechałem pod dom, starałem uspokoić się. Wyważyłem drzwi i rozejrzałem się po domu. Zobaczyłem ubrania na podłodze. Pobiegłem po schodach na górę. I zobaczyłem go. Carlos stał nago przede mną z łobuzerskim uśmiechem. Rzucił się na mnie, ale, muszę podziękować Alexisowi,że mnie tego nauczył, zrobiłem unik i kopnąłem go w plecy. Leżał nieprzytomny, a ja znalazłem Sarę. Była cała roztrzęsiona, płakała. Podszedłem do Carlosa. Uderzyłem go kilka razy, mocno. Sara powstrzymała mnie, ale nie na długo. Zauważyłem ślad na jej poliku. Wtedy za cel postawiłem sobie zabić Carlosa. Muszę podziękować mojej kochanej, że powstrzymała mnie przed tym, bo teraz siedziałbym w więzieniu. Zadzwoniłem na policję i zabrała Carlosa z domu.
                  Potem było tylko gorzej... chociaż? Sara wymiotowała. Bałem się. Pobiegła do sklepu i w tym czasie przyszedł Cristian. Mój przyjaciel. Zawsze mnie rozumiał. Też źle był traktowany w klubie. Gadaliśmy dużo, ja poszedłem zrobić coś do jedzenia. Wróciła Sara. Uwielbiała Cristiana. Wyszedłem z kuchni, a ona siedziała wtulona w niego. Byłem oburzony, ale wiedziałem, że to tylko nasz przyjaciel. Dostaliśmy zaproszenie do kina. Sara wyglądała nieziemsko. Pragnąłem jej, ale ona pogrywała ze mną. W kinie poznaliśmy Roksanę. Spodobała mi się z wyglądu i charakteru. Już wtedy wiedziałem, że Tello jej nie wypuści i to będzie coś więcej niż jedna noc. Wróciliśmy do domu i znowu się kochaliśmy.
                   Rano robiłem śniadanie, a przynajmniej próbowałem, bo oczy same mi się zamykały. Sara pomogła mi i rozpoczęła bardzo ważną rozmowę. Dziecko. Całe szczęście nie była w ciąży, ale chciała. Poszliśmy do lekarza. Diagnoza jaką usłyszeliśmy od lekarza, a właściwie Sara ją słyszała, zabiła nas. Starałem trzymać Sarę, żeby nic sobie nie zrobiła, ale ona wiedziała, że szykuje się najgorsze. Trafiła do szpitala. Zdecydowała się na przeszczep. Wcześniej zaprosiła Carlosa do domu. Zobaczyłem ich razem i wszystko we mnie gotowało się. Zostali przyjaciółmi. Może nawet lepiej... Odwiedzał Sarę w szpitalu. Potem, oświadczyłem się mojej ukochanej. Odrzuciła je za pierwszym razem, ale potem się zgodziła. W dzień operacji płakałem. Było zimno na dworze, chociaż było lato. Temperatura sięgała może 10 kresek, a ja ubrany w koszulkę i krótkie spodnie płakałem pod szpitalem. Zabrali mnie stamtąd Cristian i Carlos. Pogadałem z Sarą i nastąpiła operacja. Byłem wkurzony, tyle czekania. Potem ta najgorsza informacja...
                    Teraz siedziałem na krześle i lekko uśmiechnąłem się, gdy te wszystkie chwile sobie przypomniałem. Znajomi pocieszali mnie, ale to nie pomagało. Moje wspomnienia trwały może minutę, ale wewnątrz mnie, trwało to miesiącami. Musiałem to zrobić. Podszedłem do wszystkich i uściskałem. Nawet Carlosa. Przeprosiłem go za złamany nos, Cristianowi podziękowałem za to, że jest, Roksanie podziękowałem, że przekonała Sarę do zmiany decyzji, a Marię... Marię po prostu uściskałem. Nie mogłem się poddać i postanowiłem, że będę walczył tak długo, jak długo walczyć będzie Sara. Wyszliśmy ze szpitala. Poszedłem do "Taty" i poprosiłem o ostatnią szansę. Zgodził się. Następny mecz: 8 lipca.


















Ten rozdział jest... jest inny niż wszystkie. Podsumowuje to, co działo się przez ostanie 6 rozdziałów :) Dziękuję, że jesteście i z chęcią czytacie mój blog :) Planuję jeszcze 2 rozdziały i... KONIEC :')